2010-02-27

Pewnie się martwią...

Dlaczego ok. 8 rano (raczej w weekend niż dzień powszedni) mamy w naszym małym domku armagedon?
My śpimy smacznie, w końcu to środek nocy, a tu nagle łuuuuuuuup (spada siedzisko z fotela na podłogę), szuuuuuuuuur (siedzisko szura o podłogę), brzdęk-brzdęk (obijają się o siebie kamionkowe miski futrzastych potworów), szuruburubrzdękbrzdęk (kamionkowe miski szurają o kafelki), dub-dub-dub (do chóry dołączają się piłeczki golfowe, toczone po kafelkach lub parkiecie), bdynnnn (piłeczki golfowe są już upuszczane z wysokości pyszczka fretki) i na dodatek dzyń-dzyń-dzyń (toczą się piłki z dzwoneczkami).
Kakofonia dźwięków obudziłaby nawet umarłego. Wypadam więc z sypialni, do lodówki, wyciągam mięso, wykładam na miski. Ledwo zauważam, że tuż po moim wyjściu z sypialni zapada zwykła, sobotnia cisza. Maluchy bacznie mnie obserwują. Oczywiście po wylądowaniu mięska w miskach zaczynają mlaskać i wesoło posapywać.
Dziś mnie olśniło, to nie wołanie o żarcie, tylko po prostu sprawdzają czy nam się nic nie stało. Bo się trochę martwią ;-)