2008-07-22

I po urlopie

Wróciliśmy, ale zanim to nastąpiło, musieliśmy w ogóle gdzieś pojechać. I tak też było. Wybraliśmy się całą paczką Krewnych i Przyjaciół Fretek nad morze. W okolice północnych rubieży kraju (tych najbardziej północnych, kto pamięta z geografii ten wie, a kto nie pamięta, niech patrzy na wiki).
Droga "tam" upłynęła nam całkiem, całkiem, choć pobudka o 2 nad ranem była szokiem dla nas i dla zwierzaków. Zapakowane w kontenerku spały prawie całą drogę. I przygoda z załatwianiem się do tegoż kontenerka nam się zdarzyła tylko jedna. Więc w sumie całkiem nieźle.
Po dotarciu na miejsce maluchy dostały przydział na swoje M1 - klatka klasy mercedes stanęła na werandzie i przez cały dzielnie służyła nam za dodatkowy blat przy zlewie ;-)
Dla nas na szczęście, dla zwierzaków niestety, pogoda była raczej z gatunku ślicznych i idealnych do plażowania, co dla maluchów oznaczało całodzienne przebywanie w klatce. Jednak, kiedy zapadał zmierzch, zapinaliśmy im kamizelki, przytraczaliśmy smycze i ruszaliśmy na wielką piaskownicę.
Na początku z taką pewną nieśmiałością podchodziły do tej kupy piasku, a potem coraz śmielej i śmielej kopały dołki, dołeczki, dołunie, doły i okopy. I były szczęśliwe.
A mnie bolało gardło. Trzeciego dnia śmialiśmy się, że powinnam wydrukować ulotki, które zawierałyby podstawowe informacje:
To są tchórzofretki, samce, nazywają się Zaraz (czerwona kamizelka) i Moment (niebieska kamizelka). Tak, mogą ugryźć. Jedzą głównie mięso, ale w sklepach zoologicznych można kupić specjalną, "frecią" karmę. Chodzą po całym domu i strasznie bałaganią. Da się je mniej więcej oswoić, ale to nie jest kot, ani pies, raczej nie reagują na swoje imiona, gwizdanie, cmokanie itp. te dwa reagują, jeśli chcą, na pstrykanie. Absolutnie nie są to zwierzęta dla dzieci. Wychodzić z nimi nie trzeba, choć lubią, a najbardziej brykają w porze zachodzącego słońca.
Acha i koniecznie dołożę młodym karteczki, że są głodne albo na piwo zbierają ;-)
Zaraz miał też bliskie spotkanie z morzem, niestety postanowił (jak to fretka) oddać atakującemu, więc go Luźny wyciągał mokrego jak kura z wody.
Raz zamiast na plażę, poszliśmy z nimi na pobliską łąkę, tam puszczone samopas (bez kamizelek nawet) szalały jak, jak, no jak wolne fretki. Oczywiście nie mogliśmy ani na sekundę spuścić ich z oczu, bo i tak ledwo je było widać, a najczęściej poznawaliśmy gdzie są, po bujającej się trawie.
W drodze powrotnej miło nas zaskoczyły. Spały sobie generalnie całą drogę, a kiedy poczuły chęć wyjścia i załatwienia swych potrzeb, uporczywie drapały w kratkę kontenerka. Raz nie zareagowaliśmy, no i potem już trzeba się było zatrzymać ;-)

A teraz mała galeryjka wakacyjna:

Pierwszy raz na plaży. Z pewną taką nieśmiałością...

Nieśmiałość nie trwała długo, bo trzeba było przystąpić do pracy.


Zasłuchana publika.

To tylko braterski pocałunek (i kiczyk z tyłu).

Zaraz po zażyciu kąpieli bałtyckiej.


2008-07-03

Upały

Fretki bardzo nie lubią upałów. To zwierzaki, które najlepiej czują się w temperaturach wiosenno-jesiennych, a i zima im nie straszna. Za to lato, szczególnie gorące, jak tegoroczne, może być dla nich niebezpieczne, wręcz zabójcze.
Współczujemy wszystkim klatkowym fretom, bo w klatce trudno sobie znaleźć odpowiednio chłodne miejsce i to właściciel musi zadbać o komfort zwierzaków (np. poprzez przykrycie części klatki mokrym ręcznikiem i to takim, który ciągle będzie mokry).
Zaraz i Moment są w tej komfortowej sytuacji, że cała chata w zasadzie należy do nich. Kiedy jest ciepło leżą "plackiem" na kafelkach w kuchni lub na balkonie, dodatkowo nie odsłaniamy żaluzji zewnętrznej, dzięki czemu mieszkanie nie nagrzewa się już od rana. No i cały dzień włączony jest wentylator, który choć trochę miesza powietrze w pokoju.
Dzisiaj do tego wszystkiego dołożyliśmy jeszcze jedną atrakcję. Największa kuweta zamieniona została w... basen! Hihi, miny futrzaków były nieziemskie. Najpierw z pewną taką nieśmiałością, potem coraz śmielej podchodziły, wąchały, próbowały drapać. W końcu Moment podjął wyzwanie, przerzucił połowę swojego futrzastego ciałka przez brzeg kuwety i zaczął się zanurzać. Chyba mu się spodobało, bo szybko przerzucił jeszcze tylnie nogi i już cały był w wodzie. Pokręcił się, powiercił, ponurkował, nawet na chwilę się położył. A potem zrobił miejsce bratu. Co dziwne, niechętny wodzie Zaraz poszedł w ślady wodniaka-Momenta, choć jego czas pobytu w wodzie był zdecydowanie krótszy.
Teraz wymoczone biegają radośnie po domu. Fajnie, nie muszę zmywać podłóg :-)