2009-12-07

Cyber-obywatele

Przy okazji ostatniej wizyty u naszego weterynarza, freciszony zostały pełnoprawnymi obywatelami Unii Europejskiej. Zostały zaszczepione przeciwko wściekliźnie, wszczepiono im czipy i dostały paszporty. ) Droga do Europy stoi przed nami otworem (poza Wielką Brytanią, ale tam z nimi się nie wybieramy). Mamy nadzieję spożytkować to już przy najbliżej okazji związanej ze sportami zimowymi.
Teraz mają nową "ziemniaczaną" ksywkę. Do tej pory były frytkami, teraz są czipsami :
U weterynarza jak zwykle kolejka z przekrojem zwierzaków. Kiedy wpadłam do poradni, Luźny poinformował mnie, że jesteśmy trzeci, przed nami królik i świnka, my po śwince ;) morskiej, żeby nie było. A za nami papużki, fretki, szczury, jakieś inne gryzonie i... uwaga, pies. Psy u naszego weta to rzadkość :)
W gabinecie młodzież była tak grzeczna, że gdyby nie fakt, iż z oka ich nie spuszczaliśmy, myślelibyśmy, że ktoś nam zwierzaki podmienił. Ale pan doktor się z nimi nie patyczkuje, fachowo łapie i zagląda wszędzie tam, gdzie one nie lubią. W tym układzie wychodzimy na "tych dobrych" i dlatego chętnie stoją tuż obok, wdrapują się na ramię, dają głaskać - zupełnie inaczej niż w domu. Moment z właściwą sobie flegmą przyjmował wszystko, trochę grymasił i miał skwaszony nos, ale cyrków nie odstawiał, nawet jak taaaaką wieeeelką strzykawą pan doktor wszczepiał mu czipa. Co innego Zaraz. Wiercił, się kręcił, wyrywał, zębami błyskał na prawo i lewo, o mały włos, a jego czip nie dotarłby na miejsce, ale co fachowa ręka, to fachowa ręka. Niestety to Moment był cały we krwi po tym zabiegu. Ale szybko pani doktor go opatrzyła i chyba szybko o całej aferze zapomniał.
W uszach czysto, wielkie smoki są nadal, Moment ma trochę powiększone gruczoły i śledzionę, ale nie niepokojąco na szczęście. Następna wizyta wiosną :)

2009-11-05

Cerber

Dzwonek domofonu (nie działa głośnik, więc otwieram bez pytania, przecież wiem, że to moja Sis i nie-Szwagier). Zaraz jest już przy drzwiach, stoi słupka i jakby był trochę wyższy, to by pewnie otwierał drzwi. Uchylam je więc, ten wyskakuje w podskokach, ale po paru susach grzecznie przysiada na skraju wycieraczki. Słyszę głosy Sis i nie-Szwagra, więc zamykam drzwi, rzucam się do judasza i patrzę, co się będzie działo. Sis bowiem panicznie boi się freciaków, a i nie-Szwagier nie pała do nich jakąś wielką sympatią. Po głosach słyszę, że są już blisko, po chwili widzę ich już w judaszu. Nagle dostrzegają Młodego, urywają w pół zdania i słyszę tylko "O! o!".
Stoją tak dłuższą chwilę, a Zaraz siedzi i łypie na nich (wesoło). W końcu rusza.
Zanim się wycofali otworzyłam drzwi i zataczając się ze śmiechu porwałam w objęcia mojego Cerbera.

2009-11-03

Gdzie jest fretka, kiedy śpi...

albo: Paweł i Gaweł w jednym stali domu, Paweł* na górze, a Gaweł** na dole...

* w tej roli Moment

** w postać Gawła wciela się Zaraz

Ostatnio freciorki upodobały sobie wiszącą półkę na buty. Dwa najniższe "segmenty" (a te dotykają skrzyni, pod którą one zwykle śpią) zarezerwowane są dla futrzaków. Dwa kolejne - na ich smycze i kamizelki. Na buty zostaje bardzo niewiele miejsca.


2009-10-15

Zima nadchodzi

Obserwacja przyrody ożywionej występującej w domu w ilości sztuk dwóch, pozwala nam utwierdzić się w przekonaniu, że to co widzimy za oknem, to rzeczywiście zwiastuny zimy. Futrzaki przesypiają jakieś 18-20h na dobę (przy normalnych 14-16h). Trudno je z daleka rozpoznać, bo Zaraz je jak nakręcony i obaj stają się małymi kulkami. Futro im zgęstniało, choć na całe szczęście letniego (odpukać!) nie bardzo gubiły, po prostu dorosło im trochę włosów.
Jeszcze żeby dały sobie spokój ze spacerami, ale nie, ok. godz. 19 stają na warcie przy drzwiach i hipnotyzują nas tymi swoimi koralikowymi oczętami. I jak tu się nie skusić. We Wrocku nie ma zimy, ani śniegu, jest przeraźliwie późna jesień z zacinającym deszczem i chłodem przedzierającym się do szpiku kości. Brrr...

2009-09-19

Z pewną taką nieśmiałością...

Znajomość freciszonów z odkurzaczem to ciekawość połączona ze strachem. Zwykle wygrywa ciekawość ;-) Wyglądają wtedy jak mali mechanicy.



2009-09-12

Czytelnik

Książki staramy się chować przed zwierzakami - czytają pewnie tak, jak dzieci ;-) Ale skoro przez regał prowadzi droga na zakazany teren pt. biurko Luźnego, nie ma takiej siły, która by powstrzymała futrzaki.
Dokładnie jednego. Zaraz złapany na gorącym uczynku:

2009-08-30

Zapraszamy na seans




Wcześniej zapowiadałam teatr Stara kanapa, ale w trakcie prac przygotowawczych okazało się, że to bardziej film, niż sztuka teatralna. A nasza kanapa wcale nie jest taka stara. Zjedzona tylko ;-)

2009-08-17

Sprawność wspinacza

Spacerujemy z freciorkami po naszym podwórku. Najdłuższy odcinek trasy przebiega wzdłuż płotu przedszkola (tego samego płotu, po którym, dziecięciem będąc, spacerowałam sobie, a raczej z koleżankami urządzałyśmy sobie zawody, która dalej "pospaceruje" - skucha kończyła się w żywopłocie).
Najpierw drapieżniki koniecznie chcą się przedostać na drugą stronę płotu, choćby miały się skurczyć w sobie i przepchać całe swe futrzaste ciałko przez oczko w płocie o wymiarach jakieś 5 x 5 cm. Pewnie za płotem siedzi jeż i dlatego są takie podniecone. Nie pamiętają już chyba, jak skończyło się ich ostatnie "kumanie się" z kolczastym zwierzątkiem.
Potem przystajemy, żeby posłuchać, skąd słychać dźwięk skrzypiec. A Zaraz, niepostrzeżenie hyc, hyc i po obrastających płot pnączach... wspina się! No pierwszy raz takie cudo w jego wykonaniu widzieliśmy. Luźny zastosował znany z praktyki wspinaczej "sportowy luz" i uważał, by zwierzak wyszedł z tego wszystkiego cało, ale nie ściągał go na dół. Grawitacja jednak okazała się być nieubłagana, choć zaplątany nieco Zarazek nie spadał, tylko opuszczał się.
Za dzielność fretka Zaraz otrzymuje sprawność wspinacza.

2009-08-05

Jak sypiają fretki?

Ano różnie. Głównie śmiesznie, więc chwytamy czym prędzej za aparat:

(jakby miały jajka, to bym powiedziała, że je chłodziły ;-) )
(Zarazowi śni się chyba coś do zadumy)

(a Moment wystawia jęzorek)



(zwróćcie uwagę na złożone łapki przednie i tylne, przerzucone na grzbiet brata)

(po chwili rozłożył ręce)

(upał niemiłosierny, a Moment postanowił zostać kołderką Zarazka)

(na wakacjach)

(powrót z wakacji, drzemka w samochodzie)

2009-07-12

Mięsożercy i "zieleninki"

Nasze zwierzaki to 100% mięsożercy. Nigdy nie są tak smutni, jak w dni, kiedy rano lub wieczorem w ich misce nie ląduje świeża porcja wołowinki. Staramy się zapewniać stały jej zapas, bo przecież nie lubimy patrzeć w ich smutne oczęta.
Ale wiosną i latem nasi mięsożercy chętnie przekąszą coś wegetariańskiego. Ogóraska, arbuzika, truskawę, która choć mordki im się od "kwaśności" wykrzywiają, chętnie bywa lizana.
Ostatnio dawałam Zarazowi kawałek arbuza. Kawałek owoca trzymałam w ręce, a mały podchodził, gryzł kawałek, przeżuwał i znowu odgryzał. Nowość - bo zwykle porywają to, co trzyma się w ręku i w jakiejś skryjówce spokojnie konsumują.
Postanowiłam zatem wykorzystać taki sposób jedzenia i przy okazji przyciąć nieco zarazowe szpony. Wzięłam arbuza, delikwenta i obcinaczki, wygodnie się usadowiłam i przystąpiłam do pracy. Młody przy pierwszym pazurku był pochłonięty jedzeniem arbuza, choć brak jednej łapki nieco mu przeszkadzał. Ale kiedy tylko zorientował się, co zamierzam zrobić, chwycił kawałek owoca w zęby i pognał w te pędy na balkon. Wiadomo przecież, że za w miarę cierpliwe poddawanie się manicure dostają solidną porcję malt pasty i za nic nie zamierzał tracić okazji i zamieniać ukochanego przysmaku na porcję "zieleninki".

2009-07-08

Wakacje w skrócie

Co fretki porabiały?
Najpierw nieśmiało wyglądały przez barierki tarasu

Przeczuwając opady, zabrały się za czyszczenie rynny

Na wszelki wypadek kopały dołki

Koło samochodu zaczęły prace nad kanałem

W przerwach pomiędzy pracami pożytecznymi lały się, jak to one potrafią

Pozowały do zdjęć

Po tych wszystkich męczących zajęciach kręciły się wokół browarów

I parę razy w ciągu dnia słodko zasypiały


Kiedy wracaliśmy Zaraz upodobał sobie miejsce tuż przed kierowcą

2009-07-02

Z pamiętnika fretek-urlopowiczek

Jesteśmy na wakacjach. To dla nas żadna nowość, bo co roku gdzieś jeździmy. Odwiedziliśmy Zakopane, byliśmy w Karwii, a teraz wdychamy świeże powietrze w Międzyrzeczu. Wróć. Od czasu do czasu wdychamy świeże powietrze – reszta ok. Bo dwunogi nasze przyjechały tu na n-u-r-k-o-w-a-n-i-e . Właściwie to nie wiemy o co to chodzi, bo nas ze sobą jeszcze ani razu nie wzięli. Całe szczęście okropna klatka stoi na balkonie i rzadko musimy z niej korzystać , bo rodzice udostępnili nam swój pokój. Mały jest co prawda, ale dajemy radę. Jeszcze lepsze jest to, że śpimy w nim też razem. W domu trzymają nas z dala od łóżka, a tu sobie chodzimy po nich, śpimy obok i ogólnie jest fajosko. Tylko rzadko dostajemy mięcho, a to nam się już średnio podoba, ale może to dla nas mają być jakieś wczasy odchudzające albo co.
Podróż była wspaniała, choć zaczęła się nie najlepiej, bo nas powyciągali ze skryjówek i wcisnęli do kontenera. Do kontenerka lubimy wchodzić sami, a nie być do niego pakowani. Więc zrobiliśmy bunt. Skoro sny o wołowince odpłynęły, uznaliśmy, że trzeba trochę poszaleć. O dziwo /’;l.675xz mamuśka nas wypuściła. No to my hyc. I byliśmy wszędzie, ale najlepiej to było z tyłu na półce między torbami i reklamówkami. Patrzyliśmy na jadących za nami, a oni patrzyli na nas. Nikt im chyba w dzieciństwie nie mówił, że się nie pokazuje palcami, bo wskazywali na nas wszyscy. Tylko nie mogliśmy się kręcić koło nóg ojcowych, ale generalnie podróż była niezła, choć mamuśka wyglądała na lekko umęczoną. Ale nie wiemy o co jej chodziło, bo byliśmy - wg własnych norm i standardów – wyjątkowo grzeczni.
Generalnie robimy tu furorę. Wszyscy nas komplementują i chcą głaskać, a że na głaskanie jesteśmy uczuleni, to czasem kogoś chapniemy, ale najczęściej rodzice w porę ostrzegają, że gryziemy. Skoro nie ma świeżynek, gryziemy więc naszych staruszków, oni przynajmniej się nie drą, choć dziś dostaliśmy klapsa. Ale halo! Wmawiają nam że jesteśmy zwierzakami obronnymi, tak? No a jak ciemną nocą, w czasie burzy wchodzi do domku jakiś facet, na dodatek rozebrany, to chyba mamy bronić matki, tak czy nie? Więc wbiliśmy zębiska w palce u nóg, a tu się drze ojciec. Upssss, przecież my ślepi jesteśmy a siedzieliśmy w oświetlonym pokoju. No nie da się zrozumieć tych człowieków i już.
Poznaliśmy – choć na odległość – sympatyczny obiadek. Mieszka w klatce i trochę się nas wystraszył. Ale obiadek jest morską wieprzowinką i nie wiemy czy możemy go zeżreć. Jest i Edek, sympatyczny bardzo gość, trochę podobny do czarnej fretki z dredami, ale bez dredów, ponoć w młodości jakieś sanie ciągał czy coś, trzymają nas z dala, chyba obstawiają gdzieś na boku czy to my bylibyśmy obiadkiem dla Edziulka, czy też on naszą kolacyjką. Edek ma o tyle fajnie, że go nad jezioro zabierają i wożą pontonem. A nas kurde nie. I to jest trochę niesprawiedliwe, ale jak będziemy na obozie któryś raz, to chyba skumają, że też się do takiej roboty nadajemy.
Idziemy spaaaaaać. Mamy tu fajną budę, a jak staruszkowie zasną, to wskoczymy do nich na poduszki albo pod kołderkę.

2009-06-26

Jedziemy na wakacje

Po zeszłorocznej podróży na północ-północ kraju zabieramy zwierzaki tam, gdzie jeszcze nie były - nad jezioro ;-)
Naprawdę teraz to już pojęcia nie mam, gdzie pojedziemy za rok - chyba z powrotem w góry.
Ja będę się uczyć nurkować, Luźny będzie nurkować, a fretki będą... narzekać na wakacje, bo przesiedzą je głównie w klatce :( Ale postaramy się, żeby klatka była na świeżym powietrzu przynajmniej.
Notka rodzinna, po powrocie. A może damy radę wysyłać sprawozdania z wywczasu?

2009-06-20

Bardzo groźny zwierz

Naszego domu pilnują drapieżniki. Niech Was nie zmylą ich słodkie mordki. Zresztą, nie zawsze są takie słodkie, oto dowód:

2009-06-17

U fretek OK

U maluchów wszystko w najlepszym porządku, to u nas z czasem jakoś tak wąsko. One mają więc do dyspozycji mieszkanie, no i siebie, więc za każdym razem, kiedy wracamy późno do domu dziękujemy naszej intuicji, za to, że zdecydowaliśmy się na parę. Męską co prawda, ale jednak.
Już niebawem zaprezentujemy odsłonę Teatrzyku "Stara Kanapa" z Zarazem i Momentem w rolach głównych.

2009-05-25

Dwa lata

Dzisiaj mijają dwa lata naszego wspólnego pomieszkiwania z freciszonkami. Dom jest w całkowitym władaniu zwierzaków - mogą tu robić, co im się żywnie podoba, ostatecznie ktoś przyjdzie, zaklnie pod nosem i posprząta ;)
To dopiero dwa lata czy aż dwa lata? Trudno orzec. W każdym razie nie pamiętamy, co właściwie robiliśmy przed fretkami i co wypełniało nasz wolny czas(teraz sprzątamy w każdej wolnej chwili). Jedno jest pewne - próbujemy dawać im wszystko co najlepsze, rozpieszczamy do granic możliwości i znowu podjęlibyśmy decyzję o opiece nad nimi (nawet wiedząc to wszystko, czego dowiedzieliśmy się przez ostatnie 2 lata).
Kochamy Was maluchy!

2009-05-20

Wieczorne, majowe spacery

Chodzimy do pobliskiego parku, odpinamy smycze, czujnym okiem (a raczej czterema "okami") spoglądamy na futrzaki. Co chwilę tylko słychać: Masz tam jednego? Masz obu? Żadnego tu nie mam!


A one tymczasem (a przynajmniej Moment) zaznajamiają się z drzewem, jego korzeniami i skryjówkami, jakie można sobie pomiędzy nimi wygrzebać.


Czasami nostalgicznie przystaną wśród dmuchawców i niezapominajek.


A potem szalejemy!

2009-05-04

Majówka

Właściwie nie było źle. Tylko trzymali nas w klatce, a tego akurat nie znosimy. Ale przynajmniej się porządnie wyspaliśmy. Pies z ADHD robił dziwaczne pozy, a kiedy podchodziliśmy zaciekawieni, ktoś nas zawsze odganiał. Byliśmy naprawdę blisko przyjaźni - chcieliśmy po prostu się trochę pogryźć dla zabawy. Mówią, że mamy się zakumplować, a nie pozwalają gryźć - gdzie tu logika???
Fot natrzaskali nam milion - piękni jesteśmy, nigdy w to nie wątpiliśmy. Wszystkie są po kliku w fotę powyżej.

2009-04-12

100 notka - sto lat

Nasze fretki dziś lub jutro obchodzą swoje drugie urodziny.
Nie są już zatem maluchami, ale młodzieńcami w najlepszym fretkowym wieku.
Wszystkiego najlepszego chłopaki.

A teraz opowieść, z którą zwlekaliśmy trzy dni:

Ucieczka z Alcatraz. Reportaż.

Relacja Beti:
Każde wyjście z domu, kiedy zwierzaki harcują, to wyzwanie. A rano są zawsze nadpobudliwe. Najpierw czekają pod drzwiami sypialni - dla nas oznacza to ni mniej, ni więcej, że czujnym trzeba być tuż po otwarciu oczu i zwleczenia się z łóżka. Potem jest jeszcze przygoda z łazienką i zamknięciem drzwi od niej tuż przed białym (Moment) i czarnym (Zaraz) nosem, tak żeby nie uszkodzić żadnego z właścicieli nosków. Żarcie zajmuje chłopaków tylko na chwilę i nie włożenie mięcha do misek tuż przed wyjściem nie daje już gwarancji spokojnego opuszczenia domu. Oglądanie świata zewnętrznego to dla nich taka pokusa...
Czwartek: Przenoszę Momenta spod drzwi wejściowych i stawiam na skrzynce. Zejście z niej zajmuje mu ok. sekundy, ale to i tak cenny czas, w którym mam szansę na pojedyncze opuszczenie mieszkania. Upewniam się, że Zaraz wygląda na mnie z fotela. Przepraszam ich szeptem, że muszę lecieć, zamiast dziko swawolić, otwieram drzwi i szybko zamykam spoglądając uważnie czy żaden delikwent nie został przytrzaśnięty. Słuchawki do uszu i idę na tramwaj...

Relacja Zaraza:
Mamuśka ma coraz większą wprawę w wychodzeniu z sypialni i zbieraniu nas po drodze oraz rozstawianiu tak, żebyśmy nie zdążyli razem z nią wejść do łazienki. Potem daje nam jeść, ale jesteśmy czujni i wiemy, że za chwilę zacznie ubierać buty i wychodzić. Nie wiemy o co chodzi z tym codziennym, porannym wychodzeniem, ani dlaczego dotyczy tylko Mamuśki i Ojczulka - my też byśmy sobie wyszli i poharcowali. Moment zajmuje dobrze miejsce przy drzwiach, ja brykam na fotelu. Fotel nie jest tak dobrą miejscówką jak próg, ale prawie zawsze uda mi się załapać na dodatkową porcję czułości i drapania po brzuchu. Miejscówa brata jest spoko, ale tym razem Mamuśka ma wolne ręce, bierze więc Momenta i przenosi na skrzynkę. Rzuca okiem w moją stronę, więc wywołuję na twarzy minę nr 27, czyli Jak szkoda, że nas opuszczasz". Oczywiście głowa wystaje mi znad poręczy fotela, a nogi rwą się do drogi (w zasadzie są już na podłodze). Stawiam wszystko na jedną kartę i rzucam się do drzwi w chwili, kiedy Mamuśka przez nie przechodzi. Udaje mi się uciec spod jej nóg. Ze schodów widzę, jak spogląda uważnie czy aby któryś z nas nie staje w drzwiach. Potem rach-ciach przekręca klucz w zamku i... zamiast biec za mną, idzie w dół. Oooo, to coś nowego, tak się jeszcze nie bawiliśmy. Gnam co sił w łapkach do góry...

Relacja E. - sąsiadki:
Wychodzimy do pracy. Jeju jak nam się nie chce. Ciekawe czy autobusy będą znowu wariować i jechać według sobie tylko znanego rozkładu. Zamykamy drzwi i idziemy do windy. I nagle... coś się porusza, a potem przystaje i patrzy na nas. Ja tam bez okularów mało widzę, pytam męża, co to takiego. A on po chwili wahania mówi, że zdaje się, że to fretka. Fretka? Ale skąd? Olśnienie - skoro tu jest fretka, to może znaczyć, że jednej nie ma w domu Beti i Luźnego. Rozpoczynamy akcję ratunkową. Kurka, Beti nie odbiera telefonu. Każę M. pilnować drapieżnika, a sama gnam biegnę na dół - mam nadzieję, że Luźny jest w domu. Trochę się dobijam, ale po chwili słyszę zaspane: Chwila... Uff...

Relacja Luźnego:
Śpię sobie snem sprawiedliwego, wolne dzisiaj więc mam chytry plan odespać zaległości z paru dni. Przez opary snu przebija się jakiś uporczywy dźwięk. Niechętnie zwlekam się z wyra i o dziwo bezbłędnie rozpoznaję dzwonek do drzwi (zwykle myli mi się z domofonem). Przez judasza widzę jakąś postać więc rzucam szorstkie „chwila” i przyodziewam się z lekka. Otwieram drzwi i widzę naszą znajomą a zarazem sąsiadkę z 8 piętra. Od progu zabija mnie pytaniem „ile macie fretek w domu?”. „Z reguły dwie” odpowiadam bez zastanowienia. „bo właśnie jedna biega po korytarzu na 8 piętrze”. Mieszkamy przypominam na drugim. Przeszukiwanie wszystkich skryjówek w domu nie ma sensu więc od razu pędzę na poszukiwania drapieżnika, jak to nie nasza to i tak trzeba przygarnąć żeby psy sąsiadów się nie dorwały. Oczywiście na 8 piętrze nie znajduję jakiejś obcej, zagubionej fretki tylko dobrze znaną mordkę Zaraza zaszczutego do rogu przez męża sąsiadki i z lekka zadziwionego „bezdotykowym” traktowaniem.
Już w drodze na dół dociera do mnie ile mieliśmy szczęścia w tej sytuacji. Pomijając 20-minutowe swobodne buszowanie freta po klatce schodowej, po której normalnie przemieszczają się o tej porze ludzie i psy, to gdyby nie fakt, że mały podróżnik trafił akurat na znajomych, mogłoby się to niewyraźnie skończyć. Nie do udowodnienia by było też kto wypuścił drapieżnika, więc z dużo dozą prawdopodobieństwa mogę założyć, że okazało by się że to ja...

2009-03-14

Zabawy fretkowe

Zwykle nie wiemy, która zabawka przypadnie freciakom do gustu, podobnie jak nie znamy ich upodobań, co do miejsc (o rozstawieniu kuwet nie wspominając, zwykle stoją 5 cm za blisko, za bardzo na prawo/lewo lub są cofnięte).

Jako zabawkę upodobały sobie klapki Luźnego, jako miejsce - szparę między regałem a biurkiem (strach pomyśleć, co się stanie, jak zabierzemy regał).

I tak się zagalopował w tych zabawach, że wyglądał jak żuk przewrócony na pancerzyk, wymachiwał nogami, robiąc przy okazji mnóstwo hałasu.

A kiedy mu się znudziło, po prostu zgiął się w pół i wyszedł.

2009-03-10

Tęsknota boli

Nasze małe drapieżniki odreagowują chyba tęsknotę i tygodniową rozłąkę (choć przecież pozostały pod czujnym okiem cioci Jagi). Zachowują się, jakby były na jakiś dopalaczach, a dieta nie uległa żadnym zmianom. Stąd wniosek, że się jednak stęskniły. Albo, że wiosna się zbliża i już nie będą przesypiać 18-20 godz. na dobę z przerwami jedynie na jedzenie i kupkowanie.
Dzisiaj znowu pokazały nam, jak bardzo nas kochają. Konkretnie, jak kochają mnie. Oto dowód:


Mina złoczyńcy nie wynika z faktu, iż go dusiłam lub w jakikolwiek sposób okazałam swoje niezadowolenie z racji rozdzielenia mojego płatka ucha na pół. Po prostu, chciał zrobić głupią minę, więc zrobił :-)



2009-02-11

Ach ta sława

Niełatwo być piękną, zdrową, mądrą i na dodatek śmieszną fretką. Wiemy coś o tym. Ciągle nam podtykają pod OCZY te aparaty, kręcą filmy. A właśnie... filmy. Oto dzieło najnowsze z nami jako gwiazdorami w roli głównej

2009-02-10

Rozczulająco

Wraca człek do domu styrany po robocie jak dziki osioł i oczom jego ukazuje się taki obrazek:

I jak tu się nie rozczulić nad tymi słodkimi pyszczkami?

(A bałagan, który te aniołki zrobiły bez 8-godz. nadzoru to przecież nic, posprząta się)

2009-02-05

O-skubaniec

Momentowa sierść jest wszędzie tam, gdzie pojawia się Moment. Czyli wszędzie. Na podłodze, fotelu, kanapie, stoliku, balkonie, pod prysznicem, pod skrzynią, kocyk to jeden wielki kołtun freciej sierści. No i my. Polary, swetry, spodnie, koszulki - po wzięciu zwierzaka na ręce ciuchy są całe pokryte jego sierścią. Co dziwne, Zaraz swojej nie gubi.
Idąc za radami wyczytanymi na fretkowym forum i zastosowanymi w lecie, wzięłam kolesia i zaczęłam skubać (gdyby był pierzasty powiedziałabym darłam pierze). Skubałam tak jednego dnia, drugiego, trzeciego. Czwartego go wreszcie wyskubałam. Ale przez te 3 dni wyglądał śmiesznie - z plackami króciutkiej sierści.
Teraz jest piękną, srebrzystą fretką, zupełnie niepodobną do brata-bliźniaka ;-)

2009-01-21

Kochane maleństwa=rozpieszczone bestie?

Powiedzmy to sobie otwarcie: fretki rządzą w naszym domu. Przestawiają meble, strącają niepotrzebne ozdoby, wdrapują się w każde miejsce, w które pozwolimy się im wdrapać. Co tu będę więcej gadać - wolno im wszystko, no może nie wszystko, bo wtedy zastalibyśmy dwa truchełka a nie wesołe drapieżniki, ale wiele, oj wiele.
Ale dzisiaj rano przegięły. Eee, to znaczy ja przegięłam.
Uważnie obserwowana dwoma parami oczu wyciągam z lodówki świeżą porcję mięsiwa. Wkładam ją do michy, a potem - by zapobiec bratobójczej, nierównej walce - wyciągam kawałek wołowinki i podaję ją z ręki Zarazowi. No Moment nie mógł na to przystać, mimo iż miał michę dla siebie. On też musiał jeść z ręki.
I tak o godz. 7:45 zamiast upiększać się do roboty klęczałam pod stołem w kuchni, a z lewej ręki jadł mi Moment, z prawej zaś Zaraz. I tak przez jakieś 7 minut.
Muszę się udać na terapię ;-)

2009-01-07

Jednoaktówka noworoczna

Nowy Rok przywitał nas śniegiem, który jak widać uznał, że święta mogą obejść się bez niego (przynajmniej katolickie święta, prawosławnym akurat sypnęło). Nie zważając jednak na przeciwności pogodowe, postanowiliśmy wesołym stadkiem wyjść na świeże powietrze i pohasać trochę po wałach. Krótka historia spaceru w wydaniu dramatycznym złożonym głównie z didaskaliów:

Osoby dramatu:
BEREK - owczarek bergamasco, dredziarz
ZARAZ - fretka chuda
MOMENT - fretka gruba
GLUŚ - 1,5-roczny chłopiec
ANIA I WALDI - rodzice GLUSIA
PAT I MACIEK - opiekunowie BERKA
BETI - współlokatorka ZARAZA i MOMENTA

Miejsce akcji:
Wrocław, wały nad Odrą, okolice mostu Trzebnickiego

Czas akcji:
sobota, 2 stycznia 2009 r., godz. 13:00

BEREK biega rozanielony, dredy rozwiewają mu się na wszystkie strony, od czasu do czasu zajada śnieg.
GLUŚ w kombinezonie rodem z projektu Apollo stawia niepewne kroki na swoich krótkich nóżkach. Nie wie czy ma się radować obecnością BERKA, rodziców, cioć i wujka, a może tych dziwnych stworzeń, które wg niego są kotkami.
ZARAZ i MOMENT odmawiają spacerowania po białej, zimnej powierzchni. Wzięte na ręce dają jednoznaczne sygnały, że najlepiej będzie im pod kurtką. I tam też siedzą grzecznie - całkiem niefretkowo przez dłuższy czas.

ANIA
Glusiu nie jedz śniegu.

MACIEK
Berek do mnie!

PAT
Beti, może w czymś Ci pomóc?

BETI (zdejmując aparat)
Chętnie, może chcesz robić fotki?

MOMENT uznaje, że może warto trochę się poruszać, ale kiedy jest na ziemi dochodzi do wniosku, że to jednak był durny pomysł, nikt jednak nie widzi jego błagalnych spojrzeń, więc ładuje się do wózka Glusia. GLUŚ zainteresowany „kotkiem” kuca przy wózku i próbuje wyciągnąć futrzaka. ZARAZ postanawia, że przemieści się do kaptura, gdzie siedzi nadspodziewanie spokojnie. BEREK szaleje z MAĆKIEM - niestety stado nie chce biegać i ciągnie się przez kilka metrów. Jako zawołany pasterz, BEREK „orbituje” wokół wszystkich i próbuje ich zagarniać.

PAT
Może już dość tego spaceru? Chodźmy na obiad.

MOMENT ląduje z powrotem pod kurtką i przysypia. ZARAZ ładuje się do rękawa kurtki, zwisa dłuższą chwilę głową w dół, zanim BETI orientuje się, że to nie jest chyba dla zwierzaka zdrowe. Wyciąga więc zaplute stworzenie rozbierając się przy tym z odzienia wierzchniego i budzi drzemiącego MOMENTA. Droga na obiad mija w miarę spokojnie, ale w pewnym momencie fretki zaczynają się miotać i próbują ucieczki

BETI (myśląc głośno)
A może one chcą się załatwić?

BETI stawia zwierzęta pod krzakiem, te zadzierają ogony, robią to, czego zwykle na dworze nie robią i ładują się z powrotem bezpiecznie pod kurtkę.
Obiad jest pyszny. BEREK domaga się rzucania mu ulubionego kawałka sznurka, GLUŚ zaczepia choinkę, dmucha świeczki, dotyka telewizor, ZARAZ i MOMENT uciekają z wanny, wycierają kurze spod szafy, w końcu zasypiają w kontenerku.
[KURTYNA]