2009-07-12

Mięsożercy i "zieleninki"

Nasze zwierzaki to 100% mięsożercy. Nigdy nie są tak smutni, jak w dni, kiedy rano lub wieczorem w ich misce nie ląduje świeża porcja wołowinki. Staramy się zapewniać stały jej zapas, bo przecież nie lubimy patrzeć w ich smutne oczęta.
Ale wiosną i latem nasi mięsożercy chętnie przekąszą coś wegetariańskiego. Ogóraska, arbuzika, truskawę, która choć mordki im się od "kwaśności" wykrzywiają, chętnie bywa lizana.
Ostatnio dawałam Zarazowi kawałek arbuza. Kawałek owoca trzymałam w ręce, a mały podchodził, gryzł kawałek, przeżuwał i znowu odgryzał. Nowość - bo zwykle porywają to, co trzyma się w ręku i w jakiejś skryjówce spokojnie konsumują.
Postanowiłam zatem wykorzystać taki sposób jedzenia i przy okazji przyciąć nieco zarazowe szpony. Wzięłam arbuza, delikwenta i obcinaczki, wygodnie się usadowiłam i przystąpiłam do pracy. Młody przy pierwszym pazurku był pochłonięty jedzeniem arbuza, choć brak jednej łapki nieco mu przeszkadzał. Ale kiedy tylko zorientował się, co zamierzam zrobić, chwycił kawałek owoca w zęby i pognał w te pędy na balkon. Wiadomo przecież, że za w miarę cierpliwe poddawanie się manicure dostają solidną porcję malt pasty i za nic nie zamierzał tracić okazji i zamieniać ukochanego przysmaku na porcję "zieleninki".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz