2011-12-24

Przemówiły

Niezbyt zgodnie z tradycją fretki zjadły dziś (jak zawsze) solidne porcje wołowinki.
Zgodnie zaś z tradycją po swojej wigilii przemówiły.
Zaraz powiedział: Wesołych Świąt i poszedł spać.
Moment powiedział: dla wszystkich czytelników i także poszedł spać
Chwila ziewnęła i dodała: naszego bloga i zwinęła się w kłębek obok chłopaków.

Ten ludzki język jednak dla zwierzaków jest baaaaaardzo wyczerpujący.

2011-12-06

Myję się

Kto Wam powiedział, że fretki to brudasy? Wcale nie! My tylko wodę staramy się mieć jedynie w misce/kuwecie do picia, a nie gdzieś na sierści. A myjemy się tak o:



A to, że sobie wchodzimy w paradę, bo każdy chce wystąpić w internecie, to już inna sprawa i nic Wam do tego. Ha!

2011-12-04

Pierwsza zasada prania

Przed włączeniem pralki sprawdzić, czy nikt nie postanowił do niej wleźć i się zdrzemnąć.
Można to zrobić na dwa sposoby - policzyć liczbę biegających po domu futrzastych łapek i podzielić przez 4, przeczesać cały dom w poszukiwaniu trzech potworów lub dokładnie sprawdzić zawartość pralki. Potem wystarczy tylko namówić okupanta do opuszczenia wygodnego legowiska.





A kiedy już opuści wygodne pielesze należy zająć się stworzonkiem tak, by wynagrodzić mu stratę wygód. Podać mięsko, trochę przysmaku, pomiziać, dać się ugryźć, pobiegać i poczołgać się po chacie.
W końcu zwierz zmęczony idzie się gdzieś ułożyć, a my truchcikiem do łazienki i robimy pranie (wcześniej oczywiście sprawdzając czy ów "gdzieś" to nie z powrotem pralka, ale to chyba oczywiste).

2011-11-30

Bardzo późna jesień

Obym tylko nie wykrakała, ale piękna tegoroczna jesień sprawiła, że nie było w tym sezonie "darcia fretek" i ich uroczej sierści wszędzie. Oby tak dalej!
Możliwe, że trochę my także przyłożyliśmy rękę do takiego stanu rzeczy, bo zaniechaliśmy prawie zupełnie spacerów z fretami. One w domu czują się naprawdę dobrze, a wyjście na dwór z całą trójką to już wyprawa dla naszego duetu. Poza tym świeżego powietrza mają stały dopływ, bo balkon pozostaje do ich dyspozycji (teraz już rzadziej, ale do połowy listopada był niemal ciągle otwarty).
Kilka całkiem świeżych fotosów naszych futrzaków.

Widać wygolony brzuch Momentowy - miał robione USG śledziony, na szczęście ciągle gładka i nie trzeba jej usuwać (ufff)
Zaraz jak zwykle robi durnowate miny ;-)

Harce Chwilowe w wannie


Chwila na stercie prania smacznie śpi

Zgodne wylizywanie przysmaku (Chwila i Moment)

2011-11-03

Akompaniament

Luźny śpiewa
Mój przyjacielu, byłeś mi naprawdę bliski
i w tej wymownej pauzie słyszymy wymowne BRZDĘK - któryś z futrzaków próbuje otworzyć łazienkowy kubeł
Mój przyjacieluuuuu, byłeś mi jaaaak braaat
BRZDĘK
Dałem Ci wiarę
BRZDĘK
Dałem Ci spokój
BRZDĘK
Dałem gitarę, dałem samochód
Żonyyyy nie dałeeeeem
BRZDĘK
Żonę wziąłeś sobie sam
BRZDĘK, BRZDĘK, BRZDĘK

Do kubła dostać się nie sposób, bo został sprytnie przeze mnie umieszczony pod wiszącym pojemnikiem na szczotkę wucetową. Freciak w końcu zrezygnował, Luźny zrezygnował także ze śpiewów.
Pytanie brzmi - to był akompaniament, próba zagłuszenia czy po prostu "niewinna", frecia zabawa?

2011-11-02

Bardzo grzeczne fretki

W sumie po zachowaniu naszych futrzaków można się domyślić, że zima tuż, tuż. Bo przesypiają już nie 18 h na dobę, ale koło 20-22. Ich aktywność ogranicza się do pór karmienia.
Dziwne jest jednak to, że nie zmieniają sierści. Może dlatego, że dawno nie wychodziły z domu, ale mają otwarty balkon, a może dlatego, że jesień w tym roku wyjątkowo piękna, słoneczna i ciepła. Mnie tam nie zależy żeby sierść była wszędzie ;-)
A jak sobie smacznie śpią... Cała trójka jedno obok drugiego, w szafie przedpokojowej, którą zainstalowaliśmy, by schować wszelkie klamoty, do których fretki nie powinny mieć dostępu. Oczywiście wejście do szafy zostało rozpracowane po 2 h od montażu i jest to najlepsze miejsce na drzemki wielogodzinne. Młoda wchodzi na samą górę po koszach, a potem duma, jak powinna z tej "samej góry" zejść.
Drzemanie całej trójki - wersja klasyczna:



2011-10-18

To będzie niesmaczne

Wstęp nr 1
Dla naszych fretek metr od kuwety, to nadal kuweta. Więc podłoga wokół "przybytku" wygląda w czasie naszej nieobecności nie za dobrze (żeby było ciekawiej kiedy jesteśmy w domu kuweta to tylko kuweta).

Wstęp nr 2
Oglądaliśmy ostatnio program na Discovery Historia o solach trzeźwiących w XIX w., którymi cucono zagorsetowane panie. Sole robiono z amoniaku, który pozyskiwano, tak, tak, z nocników.

Po powrocie do domu widzę szansę na biznes soli trzeźwiących - amoniak w zasadzie już jest i to w postaci... no dobra, nie będę przesadzać z dosadnością, ale postać jest łatwa do zebrania.
W każdym razie plan jest taki - trzeba wzbudzić w płci pięknej chęć powrotu do ściskających przeponę gorsetów, do uciskających żebra drutów, do kilkunastocentymetrowej talii. Wtedy my zorganizujemy manufakturkę i będziemy bogaci.

(ostrzegałam, że będzie niesmacznie)

2011-09-29

Po tułaczce

Trochę żeśmy się potułali całą piątką, bo ktoś (ciekawe kto?) wymyślił remont w domu. Najpierw zamieszkaliśmy u Cioci Jagi, potem u moich rodziców. Miało być krótko, wyszedł miesiąc. Frety niepocieszone bardzo, choć jeszcze u Jagi dawały radę, bo to coś nowego, tak siedzieć w zamknięciu. U rodziców widać było, że im zamknięcie nie odpowiada zupełnie, co Chwila dawała nam odczuć szczególnie w nocy, kiedy bezczelnie drapała w karton wódki weselnej sister. Karton był jednym z pięciu i co noc oczekiwałam podświadomie, kiedy papier rozleci się pod naporem małych pazurków i rozpadnie, a po nim runie na podłogę 100 flaszek wódki. Oraz jak wówczas wyglądać będzie całe trio. Na szczęście karton się nie dał!
Teraz fretki odkrywają na nowo swoje włości - ciągle jeszcze dni spędzają na balkonie, no ale to jest ich balkon, więc smacznie śpią czekając na nasz powrót i zwrócenie im upragnionej wolności.

2011-07-24

Fretkowa tęsknota

Staramy się nie zostawiać naszych futrzaków na dłużej niż to konieczne. Ba, mamy nawet wyrzuty sumienia, kiedy nie wracamy po pracy od razu do domu tylko szwendamy się po mieście i coś załatwiamy, a w domu jesteśmy później niż o 19 - bo nasze fretki są nauczone, że żarełko ląduje w miskach o 7 rano i potem o 19.
Jednak my, jak to my, powsinogi nie umiemy usiedzieć na miejscu. Tam, gdzie możemy, bierzemy zwierzaki ze sobą, ale czasami nie możemy - wtedy ratuje nas ciocia Jaga, która opiekuje się potworami wzorowo. Bywają też takie sytuacje, kiedy nie ma nas, a i ciocia ma swoje plany i futrzaki muszą zostać same. Granica to 36 godzin, tyle są w stanie przeżyć same. Przynajmniej chłopaki, Chwili jeszcze na tak długo z nimi nie zostawialiśmy. Aż do wczoraj.
Co się działo w domu - trudno stwierdzić, łatwo na pewno nie było, ponieważ po powrocie zastaliśmy (oczywiście wszystko ze szczerej tęsknoty - nie wiemy tylko za nami czy za mięsiwem):
stłuczoną szklankę, którą nieopatrznie zostawiłam na biurku - jak one się na biurko dostały to ich słodka tajemnica;
puste kuwety, ale za to wszystko, co powinno być w środku, było na zewnątrz, tuż obok - wiadomo w rozumieniu fretkowym metr od kuwety to nadal kuweta;
rozgrzebaną na pół kuchni suchą karmę - chyba szukały mięcha i coś kazało im kopać w misce z suchym w poszukiwaniu wołowinki;
a w łaziemce... potarganych 5 rolek papieru toaletowego - długiego, z potrójnymi warstwami - domyślamy się że milion kocyków i poduszek, które są wszędzie, nie wystarczyły im i umościć sobie musiały caluteńką podłogę w łazience.

Z wielką radością rzuciły się na nasze bagaże, świeże mięsko i na nas (dokładnie w tej kolejności) - a teraz gdzieś się pochowały i smacznie śpią.

2011-07-20

Mission impossible - rozmrażanie lodówki z fretkami

Lodówce się już zbierało od jakiegoś czasu, tylko ciężko było znaleźć taki urywek czasu, żeby w zamrażalniku nie zalegały pudełka z jadłem dla potworów. W końcu się udało i machineria została odłączona od prądu, drzwi otwarte, półki wyciągnięte i umyte.
A wtedy się zaczęło.
Trzy pocieszne stwory wmaszerowały do zamrażalnika (który oczywiście zawsze je pociągał, bo przecież jest to Miejsce-Z-Którego-Jest-Jedzenie) i nijak nie dawały się z niego wyciągnąć - ani prośbą, ani groźbą. A to kładły się na pokrytych grubą warstwą lodu metalowych prętach (?), a to drapały lód, a potem ze zdziwieniem odkrywały że:
a) mają zimne łapki,
b) coś zimnego na nie spada,
c) nigdzie nie ma mięcha!
Oczywiście mimo tych przeciwności i zaskakujących odkryć nie podjęły decyzji o wycofaniu - wręcz przeciwnie, co jednego egzemplarza udało mi się spacyfikować jakąś łapówką, dwa pozostałe były nieprzekupne, jak w końcu i je udawało się namówić na cieplejsze miejsce, wracał ten pierwszy. I tak ciągle, ciągle i ciągle.
Poskutkowało zostawienie ich samym sobie - w końcu jeśli nikt nad nimi nie stoi, nie smęci i nie zrzędzi i jeśli wszystko wolno, a na dodatek jest zimno i mokro, to może lepiej przyjść do człowieka trochę się poprzytulać, osuszyć sierść, a potem zawinąć się gdzieś i spokojnie chrapać.

A tu dokumentacja filmowa z całego tego zamieszania:

2011-07-05

Trzy fretki i człowiek. Wakacje.

Tak się tegorocznie poskładało, że wakacje spędziliśmy osobno. Znaczy się człowieki, bo zwierzaki przypadły w udziale mojej skromnej osobie, a to ze względu na to, iż mój wyjazd był krótszy, pobyt bliżej od miejsca zamieszkania i warunki już znane, a domek zarezerwowany na pobyt z futrzakami.
Plan wyjazdu , który sobie umyśliłam, był genialny w swej prostocie. Pobudka o 7 rano, dokończenie pakowania akcesoriów fretkowych, zniesienie wszystkiego do autka, poranna przebieżka z fretami, zmęczenie ich tą przebieżką, spokojna podróż w rejony Międzyrzecza. Plan pokrzyżowała wstrętna pogoda, a raczej jej przedstawicielka w postaci mega nawałnicy, która przeszła nad Wrockiem (tak myślałam, nie potwierdził tego jednak kolega, z którym jechałam, nawałnica przeszła bezczelnie tylko nad naszym osiedlem). Spać przed podróżą maluchom nie dałam, patrzyliśmy przez balkon na padające krople, a futrzaki z całych sił starały się przesadzać w kwiatki na balkonie, w czym ja im notorycznie przeszkadzałam. W końcu się spakowaliśmy i pojechaliśmy.
Podróż na szczęście minęła bez większych ekscesów, maluchy siedziały/spały/rozciągały się w kontenerkach - oczywiście po przyjeździe należało kontenerki dokładnie wyczyścić, ale było to wliczone w koszty podróży.
Urlop miałam dość intensywny, zatem maluchy podobnie intensywnie go przeżywały.
Już o czwartej rano jakiś egzemplarz przebiegał mi po twarzy, albo gryzł mnie (delikatnie) w ucho, albo szamotał się z moimi włosami. Ja się budziłam, a wtedy one grzecznie ładowały się:
numer 1 - na kołdrze w zgięciu kolan
numer 2 - właził do poszwy i gdzieś się mościł
numer 3 - układał się na włosach albo tuż obok mego krzyża.
Spaliście kiedyś tak unieruchomieni? Nie polecam, żadne to spanie, choć fretom pasowało jak ulał, bo przesypiały tak ze 2 godz. czego o mnie powiedzieć nie można.
Przed ósmą w ich miskach lądowało mięcho (o ile wcześniej wyjęłam je z lodówy, która chłodziła cała niczym zamrażarka), sama szłam na śniadanie. Po śniadaniu zapinałam szelki i szliśmy na poranny spacerek, nigdy z całą trójką, zwykle któreś zwierzę marudziło. Potem miały dzień dla siebie, a ja pod wodę. Dopiero wieczorem na nowo się spotykaliśmy - mięcho do misek i wieczorny dłuuuuugi spacer.
Zasypialiśmy razem - frety właziły pod kołdrę, albo leżały na niej, albo pod kocyk tuż obok. I tak smacznie spaliśmy do czwartej :)

UPDATE 1
Ostatniego dnia Chwila wystąpiła w roli chodzącego patyka. A było to tak:
Na kurs przyjechał Norbert z dwoma (a raczej dwiema) border colie. Psiaki szalały aż miło, aportowały, skakały, patrzyły na człowieka i kijek, na kijek i na człowieka, aż się w końcu któryś zlitował. Obrazek był tym bardziej pocieszny, że za rzuconym kijkiem biegły obie panny, ale tylko starsza go przynosiła i kładła, spojrzenie a la kot ze Shreka zostawiała młodszej. Aż tu nagle pojawiam się ja i fretka. Starsza sunia udaje, że nic jej nie obchodzimy i ona teraz-będzie-spoglądać-na-nurkującego-pana, a za to młodsza dała pełen popis. Nie wiedziała czy to zwierz, czy może kijek, ale skoro kijek to dlaczego ucieka, na wszelki wypadek ona też ucieknie. Albo nie, przybiegnie i zamerda ogonem. Alboooo może zaszczeka i pogoni trochę ten chodzący kijek. Chwila najpierw się stresowała, naszczotkowała ogon i zwiała pod łódkę, a potem drażniła psinę uciekając jej sprzed nosa. Obie dziewczyny - muszę przyznać - zachowywały od siebie bezpieczny dystans, choć oczywiście pod ciągłym nadzorem.

UPDATE 2
Foto - dużo ludzi i dużo fretów. Okazało się, że nasi Muszkieterowie, to potężne potwory, nawet Chwila, która wydawała nam się filigranową malutką fretunią. Hmmm, co my im robimy ;)

2011-04-28

Różnice

Po czym rozpoznać (w naszym stadzie) fretkę-dziewczynkę od fretki-chłopca?
To proste - chłopaki na czynniki pierwsze rozkładają buty Luźnego.
Chwila tarmosi moje obuwie.

2011-04-11

Jakie słiti zwierzątko

Taaa słiti...
Niech tych, którzy z fretką nigdy nie mieli styczności, nie zmyli jej milusi pyszczek i miękkie futerko, bowiem to zwierzę, to istny huragan, tsunami i tafjun w jednym.
Człowiek śpi, śpią z nim fretki, ale o czwartej postanawiają, że już jest dzień, dalej więc przemieszczać się - najlepiej po człowieczej twarzy. Trzeba wziąć i wynosić z sypialni (jeśli się takową ma), wynosić po kolei, bo one nigdy, przenigdy nie budzą się naraz, budzą się w odstępach 15-, może 30-minutowych. Wstaje więc człowiek o 4:00, 4:15, 4:30. Przemiło.
Może też wieczorem człowiek oprzeć się trzem parom koralikowych oczu, trzasnąć drzwiami przed różowym, czarno-różowym i czarnym noskiem, nie reagować na drapanie w ów drzwi i spać bez zwierzyny zbunkrowanej pod łóżkiem. Tyle że wtedy może być człek pewien, że obudzi go parę razy niezidentyfikowany dźwięk typu "sufit walący się na głowę", a będzie to jedynie siedzisko fotela zrzucone na podłogę, miska lądująca na balkonie lub ciężkie przedmioty, które stały na biurku i koniecznie-musiały-zostać-strącone. Bo fretki nieustannie testują grawitację. Bez małych doświadczalskich bowiem grawitacja mogłaby zapomnieć, że ma działać. I co wtedy? Zdarza się też niekiedy, że dźwięków nocnych nie ma, za to poranne pobrzękiwania miskami (trzy miski ceramiczne, kafelki, trzy fretki - kto sobie wyobraża tę kakofonię?) są stuprocentowo. Najczęściej 10 min. przed budzikiem, a w weekendy tuż po siódmej.
Człowiek więc karmi, głaszcze, przemawia, zbiera produkty przemiany materii, chyłkiem wymyka się do pracy. W pracy jest spokój dla człowieka, w domu - spokój dla fretek. Mogą pospać. I nabrać sił.
Gdy powrócony z pracy człowiek siedzi przy kompie, fretka przeważnie znajdzie sposób, by napisać do człowieczych przyjaciół coś w stylu osetewater4ate5swa56t34tsedfgsfdrwsdfsdsdsssa, a gdy dostać się na klawiaturę nie zdoła położy się futrzak pod krzesłem, więc człowiek znieruchomieje, by przypadkiem zwierzyny nie przejechać. Nieruchome siedzenie przed komputerem jest fajne, ale przez 3 minuty, więc człek wstaje i już ma wesołego kompana. Dalejże więc człowieku na kolana, za meble, klaskanie, rzucanie piłką i wesołe przemawianie uskuteczniaj. Jak się jeden fretek znudzi, przyjdą dwa kolejne - najpewniej wtedy, gdy dla chwili wytchnienia spoczniesz na fotelu. Przyjdzie to to małe takie, każe się pogłaskać, zacznie wydziwiać, a potem niepostrzeżenie zrzuci cię z fotela, który jak wiadomo przecież należy do fretki. Niedoczekanie, by zalec na kanapie - i tu cię odnajdą potwory - wlezą, pogmerają we włosach, pooddychają prosto w nos (a tik- taków im dawać nie można), podrapią, pogryzą w łokieć, a potem zaczną się przeciskać, by wejść do kanapy, pomiędzy gąbkę sapiąc przy tym jak lokomotywki, drapiąc niemiłosiernie. Cóż więc zrobić, skoro dopadają przy kompie, na fotelu i na kanapie? Broń Boże do kuchni - zleci się wtedy cała chmara i będą patrzeć tymi ślepiami i udawać takie biedne, że się zlitujesz, dasz przysmaku, albo jajo, albo na mięsko zaczniesz chuchać i dmuchać, by się rozmroziło czym prędzej.
O intymności i spokoju zapomnij nawet w toalecie. Gdy się zamkniesz zaczną drapać, pogdakiwać, próbować zmieścić się w dziurkę wywietrznikową w drzwiach i dawać ci nieustannie znać, że są gotowe, tuż obok, na wyciągnięcie ręki. Gdy zaś drzwi zostawisz nie domknięte... możesz być pewien, że po sekundzie zostaną otwarte na oścież, a spodnie (za przeproszeniem) opuszczone, staną się najlepsiejszym i najwygodniejszym na świecie legowiskiem.
Na koniec dnia zadbają jeszcze o hart ciała. Tu historia z drapaniem się powtórzy - w drzwi lub prysznic, zależy dokąd dojdą. Nie zapomną o pozostawieniu drzwi otwartych na całą szerokość, żeby wychodzącemu spod ciepłego prysznica człowiekowi momentalnie skurczyły się naczynka i wyszła gęsia skórka.
Zachowanie fretków w łazience z wanną jest nam jeszcze nieznane - przetestujemy, jak zrobimy remont. I czym prędzej napiszemy.

2011-03-27

Pan Moment jest chory...

...nie leży w łóżeczku.
Gdyby nie badania i wizyta u lekarza oraz niepokojące wyniki, trudno byłoby poznać, że coś mu dolega. Moment to taka kluska - dużo je, dużo śpi, ale jak przychodzi czas zabawy, to dokazuje na równi z Zarazem. I gada po freciemu, gada, gada, gada.
Wczoraj miał zabieg, a raczej dwa. Upiększający (lub pielęgnacyjny) - czyszczenie zębów, bo panowie nie lubią szczotkowania i im się kamień odkłada oraz bardziej poważny - wycinanie narośli na łapce.
Przed zabiegiem robiliśmy obu dżentelmenom wyniki krwi. Tu w zasadzie jest podobnie - u obu trzeba uważać na nerki, więc już zapobiegawczo sypiemy im proszku do mięsa (Ipakitine), żeby nerki wzmocnić.
Za 10 dni robimy powtórkę badań poziomu cukru, bo niebezpiecznie niski miał Moment poziom glukozy, co może sugerować insulinomę - jeśli to się potwierdzi, będzie trzeba mu podawać albo sterydy leczące objawy, albo niedostępne u nas w kraju leki bezpośrednio na tę chorobę.
No i do tego dochodzą jego leczone już niemal rok nadnercza oraz powiększona śledziona.
Jak sobie człowiek poczyta o wszystkim naraz, to się słabo robi.
Na szczęście mały ma to gdzieś :) i jest dalej tym samym kochanym Momentem, przed którym trzeba chować nos w czułościach, bo go lubi dziurkować.

2011-03-10

Fotozagadka

Ile fretek jest na tym zdjęciu?

Najłatwiej jest oczywiście policzyć noski :)

Spieszę donieść, że to pierwsze wspólne (dobrowolne) zdjęcie naszego tria!
A na deser spanie, ziewanie i lizanie uszu na dwie fretki (Zaraz i Chwilaaaaa!)


Prawie jak lwica

Prawie jak lew

2011-02-26

Uwielbiam imiona naszych fretek

Trzymam na rękach Chwilę i przemawiam do niej czule:
Chwilko, wychodzę tylko na moment i zaraz wracam.

Ale równie dobrze mogłabym przemawiać do Momenta:
Momencik, wychodzę na chwilę i zaraz wracam.

Lub do Zaraza:
Zarazku, wychodzę na chwilę i za moment wracam.

A Luźny najczęściej mówi do mnie - szczególnie, gdy czegoś od niego chcę:
Zaaaaraz, chwila-moment.

2011-02-24

Zażyłość fretkowa

Bywają takie chwile...
(eee nie tak)
Są takie momenty...
(nooo tak też nie)
Bo właściwie to chodzi o to, że czasem się zdarza, że jest chwilowo-momentowo. Na razie były takie sytuacje dwie, że przyłapałam Chwilę i Momenta jak sobie grzecznie spali między koszem na bieliznę a pralką (zatem z racji dość niewygodnego położenia dokumentacja zdjęciowa tego wiekopomnego wydarzenia jest niestety bardzo skromna).
Pojęcia nie mam o czym myślał Moment, może że to brat się tak przytula, ale jeszcze większą zagadką jest Chwila. Bo ona zwykle jak zobaczy/wyczuje chłopaków to zamiera (jeśli biega) lub się budzi (jeśli drzemie) - wiemy natomiast, że tęskni bardzo za przytuleniem do miłego futerka, bo gdy każemy im się przepraszać (po jakiejś awanturze) to ona chętniej niż chłopaki się przytula i szuka uszu do wylizania :)

One tu naprawdę śpią - bardzo rzadko widuję fretkę, która ma całkowicie zamknięte oczy


2011-01-30

Klatka jako mebel

Z radością informujemy, że od ponad miesiąca klatka pełni w naszym domu funkcję mebla. Niezbyt ładnego, za to dużego i nieustawnego. Stoi, bo w marcu przez tydzień freciszonami będzie opiekowała się ciocia Jaga i może zechce klaciszcze wykorzystać.

Zwierzaki jakoś się dogadały. Jeszcze zdarzają się kłótnie i gonitwy, na razie też tylko raz widzieliśmy wspólną drzemkę Momenta i Chwili, ale już nie zamierzamy ich separować. Zresztą podzielili się naszym niedużym metrażem - dla chłopaków łazienka, dla dziewczynki przedpokój, reszta to terytoria wspólne, na których spotykają się czasami (głównie przy posiłku, ale w kuchni stoją trzy miski), ale często dość sprytnie się tam mijają :)

2011-01-18

Opowieść ze słownikiem

Słownik:
chomikowanie - zabieranie, chowanie na później (lub na wyimaginowane później), choć chomiczek to dla fretki pyszny deser (tak sądzę, nie byliśmy na tyle bezwzględni, by to sprawdzać), musimy użyć w dalszej części notki tego sformułowania, bo to nie to samo, co:
fretkowanie - puszczanie piżma (bo to nawet nie są bąki, to coś, czego nie da się opisać)

Zaraz i Moment mają już za sobą okres chomikowania za sobą. Łatwo nie było - dranie wynosili z misek cichaczem żarcie i chowali je do wielkiego pudła-labiryntu - coś nam śmierdziało, ale trudno było określić dokładną lokalizację. A że nasze futrzaki to 100% mięsożercy, łatwo sobie wyobrazić smrodek - gorszy niż po fretkowaniu. Ich skryjówka wyszła na jaw całkiem przypadkiem. Teraz zdarza im się to naprawdę rzadko, najczęściej wtedy, gdy otworzymy El Dorado, Terra Incognita... sypialnię po prostu.
Za to Chwila chomikuje bezczelnie i bez przerwy. Jest jak niegdyś mrówki na granicy - do miski i pod skrzynkę na przedpokoju (jej skryjówkę i królestwo), do miski i pod skrzynkę. Tak z 15 razy. A kontrolować konsumpcji się raczej nie da, albowiem rano dostają pełne michy tuż przed moim wyjściem do roboty. Poza tym każda z fretek do chodzące indywiduum, nie ma tak prosto, że razem przybiegają na jedzonko. Każdą trzeba zaprosić, więc gdybym miała nad każdą jeszcze stać i wyciągać z pyska to, co sobie postanowiła zachomikować, chyba bym zwariowała. Co dwa dni przeglądam więc kąty i wyrzucam zeschnięte kawałki.
Mam nadzieję, że młodej minie ten trend zanim zrobi się porządna wiosna i zlecą muchy :/