2010-12-30

Czy fretki lubią zimę?

Odpowiedzieć na to pytanie należałoby chyba "nie wiemy, bo nigdy nie pytaliśmy, a one nic nam nie mówią", ale ponieważ to ogólnie małomówne stworzenia, spróbujemy odpowiedzieć za nie.

Tak - bo można dłuuugo spać, a przecież freciory to śpiochy jakich mało. Obecnie przesypiają jakieś 20-22 godz. na dobę. Budzą się o poranku na śniadanie, potem zwykle na przemian: Zaraz biega, Moment i Chwila śpią, Moment... chadza (bo on raczej nie biega) - śpią Zaraz i Chwila, Chwila wydrepce ze skryjówki - chłopaki śpią. I druga wspólna pobudka na kolację. No czasem jeszcze zdarza się im się tuż przed naszym położeniem się spać trochę zaszaleć, ale wszystkie te pobudki zebrane razem to góra te 4 godziny na dobę. (Oho, właśnie wstała Chwila - podejrzewam, że niebawem wstaną też chłopy, wszak głód to dobry budzik).

Tak - bo na balkonie jest taki przemiły chłodek. Niestety balkon udostępniamy im tylko wtedy, gdy nas nie ma w domu, bo jak tu siedzieć przy otwartych oknach, kiedy na dworze minus 10 stopni?

Nie - bo w domu jest za ciepło. My i tak nie należymy do zmarzluchów i kaloryfery są albo zakręcone, albo odkręcone do połowy, ale mieszkanie w bloku ma tę wadę/zaletę, że grzeją nas sąsiedzi (i rury w łazience, których wyłączyć się nie da).

Tak - bo śnieg jest zabawny, co prawda Chwila go jeszcze nigdy w życiu nie widziała (ciągle nie odrosła jej sierść na brzuchu po sterylizacji), ale po zachowaniu chłopaków możemy uznać, że frety śnieg lubią. Tylko nie w nadmiarze. Po 15 minutach przedzierania się przez zaspy i rycia ryjkami w świeżym śniegu, maluchy domagają się brania na ręce, wkładania pod kurtkę i generalnie ogrzewania. Co prawda tegoroczne śniegowe harce w wykonaniu Zaraza i Momenta są nieco stonowane, co unaocznia nam, że zwierzaki już dorosły. Aż nie możemy się doczekać, jak zareaguje dziewczynka :)

Nie - bo rzadko zdarzają się nam spacery. Jak już wrócimy do domu, to naprawdę ciężko nam się zebrać, żeby opuścić ciepłe kąty i wyjść na ten mróz. Zwierzaki więc bawią się zwykle w domu (te max. 4 h ich dziennej aktywności).

W ogólnym rozrachunku - zima jest fajna!

***UPDATE***
Pierwszy zimowy spacer już za Chwilą. Najpierw nie wiedziała o co chodzi, potem zlękniona wychodziła tylko na sekundę z kontenerka, a w końcu brykała w najlepsze i chowała się pod śniegiem, więc było trochę stresu, żeby się gdzieś do jakiejś nory nie wpakowała śpiącemu krecikowi czy innej myszy.

2010-11-27

Żyjemy, żyjemy

tylko czasu na pisanie mamy mało. W skrócie zatem o minionych trzech (!) miesiącach:

- Chwila i chłopaki nadal raczej żyją osobno, choć zdarzają się takie popołudnia, że cała trójka śpi gdzieś po kątach w domu - dopiero jak się na dobre obudzą, zaczyna się jatka. Zaraz ostatnimi czasy lubi spoglądać na dziewczynkę, przypomina w tym patrzeniu lwa obserwującego gnu, więc i my pilnie patrzymy na nich i w razie czego interweniujemy. Laska nic a nic nie spuściła z tonu, drze się, a chłopaki - chyba ze strachu przed tym jej wrzaskiem - najczęściej nie podchodzą, tylko podkulają ogony i uciekają byle dalej. Znaczy się - kobity górą!

- Ciocia Jaga, jak zwykle znakomicie dała sobie radę z opieką nad zwierzakami. Szczególnie, że pierwszy raz spotkał ją... eeee... zaszczyt? zajęcia się trójką urwisów. W porównaniu z dziewczyną chłopaki zachowują się jak aniołki.

- Moment dalej ma problemy ze zdrowiem :( Dzisiaj przy okazji sterylizacji Chwili (to powinien być osobny punkt) pokazaliśmy doktorowi najnowszy opis usg - na wiosnę kolejna dawka hormonu, kolejne usg i pilnowanie powiększonej już sporo śledziony. Ale sierść na ogonie mu ślicznie odrosła i w ogóle cały jest pięknie owłosiony, więc lek działa, tylko cholerne nadnercza nie chcą maleć!

A dla spragnionych widoku naszego tria, trochę fotek ostatnich:

Witka, Luźny!

Nowy domownik - czwarta fretka: Potem. Obiekt zawiści chłopaków, bo Potem jest przytulanką Chwili. Akcje odbijania zakładnika z klatki dziewczynki są w zasadzie codzienną rutyną :)

:)

Chwila ;-) odsapki w chwilowych harcach


Nazywamy ją Dziewczynką, Księżniczką, no i Chwilą niekiedy

Moment-marzyciel

Zaraz spod kołderki o poranku z językiem między zębami


2010-08-25

Nie za dobrze :(

Bijatyka trwa, mała coraz bardziej boi się dużych, a duzi jakby kto im tubkę wielkości Chwili pokazywał co jakiś czas, tak się przynajmniej zachowują. Wczoraj trzymałam małą na ręce, Zaraz wspiął mi się na ramię i chciał ją capnąć, dłoń uniosłam szybciej, ale przedramię mi skasował ze dwa razy, bo mam osiem dziur. Wyglądam jakby mnie komary miejsce przy miejscu pożarły (albo jakbym przechodziła punktową wiatrówkę).
Niebawem minie miesiąc, a one nadal nie zbliżają się do siebie na mniejszą odległość niż 10 cm, bo boimy się, że Chwila zostanie dotkliwie pogryziona. Zaczynam się zastanawiać czy nie należymy do tej "elity", w której fretki nie dogadują się ze sobą. I nie, bo nie, bez żadnego więcej wytłumaczenia.

Do tego doszły jeszcze problemy zdrowotne Momenta.
Ogonek mu łysieje od jakiegoś czasu i choć wet nie wyczuł niczego niepokojącego dla świętego spokoju wysłał nas na USG na UP (Uniwerek Przyrodniczy) na weterynarię. Trochę nam zeszło, bo tam najlepiej jechać rano, a rano ja w robocie, a Luźny kiedy już sobie zaplanował, że pojedzie - duuup lądował na tydzień w Bogatyni. Ale pojechaliśmy.
Przed nami czekały dwa psiaki, pan weterynarz ostrzegł nas, że 2 godz. zejdą przy tym jak nic. No to zostałam z maluchem. Nawet był grzeczny, a i dziedziniec weterynarii bezpieczny dla łazika, któremu zapomniałam wziąć smyczy i szelek.
Pierwszy bunt był, kiedy trzeba było ogolić brzuch do badania. Potem musiałam go trzymać nieruchomo (od 2 dni mam więc mega zakwasy w rękach, bo Momciu co jakiś czas podejmował próby wyrwania się z tego całego stołu). Badanie trwało dobre pół godziny w trakcie tego czasu lekarz zadał mi ze 4 pytania. A na koniec opowiedział, co widział. Kiedy wyszłam z gabinetu miałam ochotę się poryczeć, ale dzielnie dotrwałam do opisu badania, opłaty i przyjazdu Luźnego. Potem się rozryczałam.
Pognaliśmy do naszego weta, żeby nam wyjaśnił opis i opowiedział, co da się zrobić.
Tu było lepiej. Młoda pani lekarka widząc nasze przerażenie poczytała opis badania, zastanowiła się trochę i zaordynowała leczenie. Najpierw wirus, którego Moment prawdopodobnie podłapał od Chwili (myśleliśmy, że biegunka jest z nerwów, ale odchody robiły się coraz bardziej cuchnące, a młody z miłego grubaska robił się coraz bardziej podobny do chudzielca Zaraza - tylko zauważenie tego zajęło mi kilka dni :( ). Dostał glukozę, steryd i jakiś zastrzyk, a do domu tabletki. Jest wzorowym pacjentem i pojawia się tuż przed 7 i przed 19 na dawkę swojego lekarstwa. Myślę, że jelita powoli wracają do normy, bo wcina jak kiedyś i chyba nabierze ciałka. Niestety przed nami długie starania o jego pełne zdrowie. Chłoniak - diagnoza z ust lekarza, który robił usg, brzmiała dramatycznie. Ponoć jednak nie jest źle. W pierwszej kolejności zbadamy krew, wydolność nerek, bo jest na nich jakaś cysta, podamy hormon na powiększone nadnercza, w ostateczności - gdyby to nie pomagało - prawdopodobnie czeka go usunięcie śledziony. Brzmi i tak strasznie, ale słowa pani lekarki i plan leczenia uspokoił mnie i jestem dobrej myśli.
Nie wiem czemu dotąd myślałam, że nasze fretki ominą te dolegliwości, o których czytałam na fretkorum. Jednak trzymam kciuki, wierzę w weterynarzy i w to, że z Momentem wszystko będzie ok.

2010-08-15

Na froncie bez zmian

Jest gorzej niż mi się zdawało. To nie jest tak, że Chwila wchodzi w wysokie C bez powodu. Zresztą już nawet tego głosiku nie używa. Biorę ją w piątek na ręce, chcę pogłaskać, a w tylnej części tułowia strupek na strupku. Nieduże, ale jednak. Więc oni ją zdążyli dopaść, zanim dziewczynka zaczęła krzyczeć, a może raczej początek jej krzyku był wtedy, kiedy udało im się ją chapnąć. Znowu powróciliśmy więc do izolacji totalnej. Warczą nawet przez kraty, a Momentowi oberwało się w nos, który wciskał między szczebelkami do Młodej, więc go ucapiła. I dobrze mu tak.
Mam nadzieję tylko, że zapanuje w końcu (s)pokój, znawcy mówią, że po miesiącu powinno być ok. U nas w czwartek minie półmetek tego okresu, zobaczymy. Może pierwszy wspólny spacer coś pomoże?

2010-08-10

Wojna frecio-frecia

Wiadomo było, że nie będzie łatwo. Ale że będzie aż tak trudno też nie zdawaliśmy sobie sprawy. Na razie mamy dwa oddzielne, fretkowe światy. Świat Chwili - głównie jest nim klatka oraz świat Zaraza i Momenta - opanowali całą chatynkę. Jakiekolwiek zetknięcie obu światów rodzi wojnę.
Młoda się drze, wydziera wniebogłosy, używając do tego bardzo wysokich dźwięków, czego moje biedne uszy (a także biedne samcorki) nie są w stanie wytrzymać.
Zaraz się cały trzęsie, najeża, syczy i ostrzegawczo guga. Jak trzymam małą na rękach, potrafi się wspiąć po nodze i próbować dosięgnąć Chwili. Do tej pory umiejętności wspinaczkowych nie posiadał, więc pojęcia nie mam, co mu się stało.
Moment. Ooo Moment jak to Moment, ma wszystko gdzieś, byle w miseczce było żarełko (zawsze na czas), w basenie - woda, a przede wszystkim jakieś milusie miejsce do spania. Zatem sypia pod naszym łóżkiem, grzecznie zwinięty na pościelach i ręcznikach zapasowych.
Chwila ma wychodne z klatki kiedy chłopy śpią i przykazane zostało jej, by ich pod żadnym pozorem nie budziła. Oczywiście ma to gdzieś i szybciej lub później udaje jej się zawędrować do młodzieńców. Wtedy się zaczyna. Mała ucieka, samcory (głównie Zaraz) ją gonią, wpadają pod jedną albo drugą skrzynię i ja wtedy słyszę wrzask. Za pierwszym, drugim, piątym i pięćdziesiątym razem myślałam, że to wrzask jedzonego żywcem małego stworzonka. Leciałam więc potykając się o sprzęty domowe, odsuwałam ciężkie skrzynisko, dawałam klapsa dużej fretce, a małą brałam na ręce.
Dzisiaj postanowiłam, że po tygodniu pod jednym dachem powinni wreszcie ustalić, kto tu rządzi, a kto ma się dostosować. Oczywiście Moment się dostosuje - byleby było żarełko na czas, w basenie woda i jakieś milusie miejsce do spania :) Zaraz z Chwilą zaś walczą. Co jakiś czas dobiegają mnie z różnych stron chatynki wrzaski małej, syczenie dużego, potem czmych-czmych i z innego miejsca rzecz się powtarza. Tylko, że przyuważyłam, że Chwila drze ten swój śliczny pyszczek bez powodu zupełnie, ostrzegawczo, dając Zarazowi kopniaka akustycznego, co oczywiście zniechęca go do próbowania Chwili.
I tak się dziś cały dzień przepychają, straszą i ganiają. Teraz młoda siedzi pod skrzynią w przedpokoju, a młody przycupnięty nieopodal "waruje" (jak tylko warować może fretka, a to się podrapie, a to poliże, a to pójdzie do kuwety, albo basenu, albo zjeść). Ubocznym produktem zawierania przyjaźni jest produkcja i wypuszczanie piżma. Ledwo tu mogę wytrzymać.
;-)

2010-08-04

Ich pięcioro

Ich, czyli nas: Beti i Luźny oraz Zaraz, Moment i Chwila. Cała familia w komplecie.
Dojechaliśmy do domu wczoraj późną nocą, wioząc ze sobą najmłodszą istotkę - piękną, choć bezuszkową Chwilkę. Jest taka tycia, że nie pamiętam, żeby nasze takie były kiedykolwiek (one zawsze miały nieco "ciałka", ale nie tłuszczyku, raczej mięśni). Leciutka. I śmierdzi tak okrutnie, że też już zdążyłam zapomnieć, że nasze też tak miały. A teraz puszcza to i owo non stop, bo nowe miejsce, nowi ludzie, nowe fretki.
Chwilka zamieszkała w klatce nieużywanej od hohoho. Wypuszczamy ją na zewnątrz tylko pod ścisłą kontrolą. Nie było bowiem miłości od pierwszego wejrzenia. Zjeżył się Zaraz, zjeżyła Chwila, ogony jak dwie miotły do kurzu (eee, miotła i miotełka raczej) i dalej na siebie syczeć, gugać ostrzegawczo, a potem się zakotłowało. I to chyba Dziewczyna daje popalić.
Jeszcze zanim dojechaliśmy do domu Luźny nadał jej pseudonim dziurkacz, bo mu podziurkowała ręce, kiedy chciał jej poprawić kocyk w kontenerku. Zdaje się, że nie przepada za rodzajem męskim, bo mnie ani razu nie ugryzła :)
Moment na wszelki wypadek omija ją szerokim łukiem, ale głupiutki Zaraz zapomina, że dostał już trochę ostrzeżeń. Niedawno wlazł jej do klatki. Echhhh. Trzeba go było szybko ewakuować. Za to jest miły, przytula się i zasypia na rękach. Jak nie Zaraz normalnie.

Już wiemy, że nie pójdzie łatwo, miło i szybko, a zaznajamianie zwierzynki ze sobą trochę potrwa, ale na szczęście jesteśmy gotowi i cierpliwi. I jakoś podzielimy tę naszą małą chatynkę na strefy wpływów :)

2010-07-29

Familia się powiększa

Chłopaki jeszcze nie wiedzą, ale chyba coś czują od pewnego czasu, bo się zrobili przytulańscy bardzo :) Od jakiegoś czasu szukaliśmy trzeciej freci, tym razem dziewczynki. Zgłosiliśmy się jako rodzice adopcyjni, patrzeliśmy na ogłoszenia na forum fretkowym, ale zwykle zanim napisaliśmy, fretka już miała nowy domek. A chcieliśmy zwierzynkę, której los moglibyśmy odmienić. I udało się! We wtorek jedziemy do grodu Kraka po małą kruszynkę - Merci (którą już w myślach nazywamy Chwilką, bo taki był plan, będzie więc miała imię oficjalne i imię rodzinne).
Ach, żeby już był wtorek!

2010-07-13

I po wakacjach :(

Upały były niezłe, ale... w naszym domku w lesie panował przyjemny chłodek, nocami to nawet całkiem rześko się robiło.
Freciorki tylko jedną noc spały w klatce, potem wpuściliśmy je do naszego salono-sypialnianego pokoiczku i tak jak w zeszłym roku dzieliliśmy z nimi łóżka. W związku z tym o 3 rano zwierzaki przebiegały nam po twarzy, innym razem właziły w poszwy kołder, a dla odmiany następnej nocy w poszewkę poduszki. I regularnie o 7 były nie do zniesienia. Nam się szybko zegarek przestawił na opcję urlop, im jak widać nie bardzo.
Ale wytrzymaliśmy ze sobą cały tydzień :)Na 9:00 szliśmy na odprawę - Młode podkopywały na naszym tradycyjnym placyku jeden z domków. Potem my na nurka - one do pokoju, spać. Przychodziliśmy z nurkowania, układaliśmy się obok i drzemaliśmy. Popołudniowy nurek - czasem któryś z łaskawców jednym okiem na nas zerknął, ziewnął, zwinął się i drzemał dalej. Budziły się na kolacyjkę, wpatrywały w grilla i czarowały, żeby je wyprowadzić.Chodziliśmy po zaroślach, plażach, szuwarach, lasach, paprociach i innych takich. Ba, raz nawet poszliśmy na pomost, gdzie maluchy grzecznie (w miarę) drzemały, a ja opowiadałam wszystkim zainteresowanym, jakie to łobuzy i kochane, szalone futrzaki.
Niestety z tego miłego wyjazdu przywieźliśmy niemiłą pamiątkę - dziś rano łaskocząc Momenta wyczułam coś pod palcami. Patrzę - kleszcz. Potem czytam na forum, że to wcale nie musi być kleszcz, może jakiś guz. Cholera, już zapomniałam, co widziałam, dostrzegłam coś, co mi się wydawało nieźle napompowanym odwłokiem. Postresowałam się trochę w pracy, szybko z niej wyleciałam, do domu, samochód, kontenerek do niego obudzone ze słodkiej drzemki futrzaki, do torby zapas wody i na wszelki wypadek smycz, bo jak miałam czekać w poczekalni, to może ktoś mi miejsca popilnuje, a ja je choć trochę wyhasam.
Przyjeżdżamy na miejsce - parkuję bez problemu, hm, zwykle to tam ścisk, no ale są wakacje. Wchodzę, na korytarzu pusto, uchylone drzwi gabinetu - wchodzę zaproszona przez załogę. Super! Maluchy lądują na stole i pan doktor robi pełen przegląd. Kleszcz (całe szczęście, kleszcz) wyjęty, uszy czyste, zaszczepione przeciw kleszczom i pchłom, a także jakimś pasożytom na wszelki wypadek.Pan doktor wspomina, jak to czas szybko leci i jakie były tycie-tycie, a teraz wielkie smoki.
Po tej szczepionce miałam je trzymać osobno. Zaraz ląduje w kontenerku, Moment w torbie i wychodzimy. Zaczyna padać, w ostatniej chwili jesteśmy suchą stopą w aucie. A potem zaczyna się ulewa, burza, grzmoty, niegrzeczne maluchy, które miały spać. Wypuszczam je w aucie wolno i przykazuję, by były grzeczne i ani niech im do głowy nie strzeli myśl o włażeniu mi pod nogi.
O dziwo są grzeczne. Łażą po półce z tyłu, po desce rozdzielczej z przodu, polegują na kanapie z tyłu, albo na kontenerku. Hm, a ja próbuję przez tą nawałnicę coś zobaczyć i jakoś dotrzeć do domu. W końcu się udaje - deszcz akurat przestaje padać, a freciorki rozkosznie ziewają, by w domu zająć swe ulubione ostatnio miejsce - w łazience, pod umywalką.

Moment włażeniu na pomost mówił całym sobą zdecydowane: Nie!


Za to Zaraz ciągnął na deski bardzo chętnie.


W porannym słońcu Zaraz puszczał oczko ;-)


Mali strażnicy sprzętu nurkowego.

2010-06-30

Anschluss, aneksja - zwał jak zwał

Nasze potwory strasznie nie lubią upałów. Okropnie ich nienawidzą i cierpią, kiedy tylko robi się ciepło. Pomagamy im, jak możemy - dostają kuwetę z wodą na balkon, mnóstwo wody do picia, włączamy im wentylator. Jednak hitem tego roku jest łazienka. Śpią w niej cały czas (a większość czasu one tak w ogóle śpią) i już pogodziliśmy się z myślą, że to kolejny skrawek naszego malutkiego M zaanektowany przez futrzaki. Nawet się dostosowaliśmy do nich - prysznic bierzemy wtedy, gdy nie śpią, nie zapalamy pełnego światła. Generalnie żyjemy jak w dyktaturze jakiejś ;-)
Ale czego się nie robi dla słodziaków.
Za to w niedzielę jedziemy na wakacje - niestety jak utrzyma się obecna pogoda maluchy znowu będą poszkodowane, bo przecież nie zostawimy ich na dworze w klatce, kiedy sami będziemy nurkować. Ale coś wymyślimy na pewno.

2010-05-25

3 lata razem!

Dzisiaj mijają 3 lata od kiedy mieszkamy we czwórkę. Freciory właśnie szaleją i dają do wiwatu, jak to tylko one potrafią. Kochane są, choć łobuziaki. Prawie się nie zmieniły przez te 3 lata. Ale skoro prawie robi różnicę ;-)

Tuż po otwarciu pudełka, w którym przyjechały przywiezione przez dr. Piaseckiego.

Mieliśmy tylko jedną miskę, ale jak widać mieścili się przy niej obaj, dziś to niemożliwe.

Najśmieszniejsza fota naszych futrzaków, bawi nas do dziś.

Zanim dostały klatkę klasy Mercedes, przez kilka dni fretki mieszkały w kontenerku. Mieściły się tam dwa osobniki, miska z jadłem i kuweta...

...dziś mieszczą się tylko oba osobniki :)

Maluchy - dla nas zawsze jesteście maluchami - już nie rośnijcie, ale bądźcie zdrowe i pełne energii!

2010-05-10

Na majówkę, na majówkę...

...razem z mamą, razem z tatą na wędrówkę!
Wędrowania to za dużo nie było, bo w dzień freciszony spały i zapierały się dzielnie jak je tylko próbowaliśmy gdziekolwiek zaciągnąć, a wieczorem to my średnio byliśmy w stanie spacerować, wypatrywać i - nie daj Boże - łapać uciekającego zwierza. A raczej dwa zwierza, bo nam się gdzieś w tajemniczych okolicznościach zagubiła jedna smycz i pasująca na Momenta kamizelka* - mieliśmy do dyspozycji smycz, rozdzielacz i nieco sfatygowane ubranka, z których fretki wyłaziły (Moment szczególnie często).
Za to dzieci znajomych miały rozrywkę, bo przychodziły o poranku (no dobra, przed południem) popatrzeć na fletki (zwierzaki w klatce, dzieci ze 30 cm od klatki, żadnego wkładania paluszków między pręty). Odciągnąć maluchy od patrzenia na zwierzaki było sztuką i najczęściej kończyło się płaczem (dzieci) oraz ziewaniem i zwijaniem się w kłębuszki oraz zasypianiem (fretki).
Klatka była naszym przekleństwem nocą, bo zamykaliśmy w niej zwierzaki - a spaliśmy w jednym pokoju. Jeju jak one się drapią - dużo, często, przemysłowo, a klatka trzeszczała, skrzypiała no i te dźwięki wybudzały nas nawet z najgłębszego (pijackiego) snu. Codziennie o 7:00, jak na wzorową matkę przystało, dźwigałam się z łóżka, szłam do kuchni (po drodze zaspokajałam pragnienie, więc ok), brałam mięcho z lodówki, a potem zerkając jednym okiem celowałam kawałkami wołowiny pomiędzy szczebelkami klatki, tak by mięso spadło do miski. Bo jak raz chciałam zapodać żarcie normalnie, to mi bezczelne typki zwiały i potem je musiałam gonić, co o tej porze, po tylu %% i bez okularów było rzeczą niezbyt fajową. Lepsze było już to celowanie.Ostatniego wieczoru trochę pobiegały futrzaki po trawce, poszły na ognicho, próbowały złowić pstrąga w przepływającym tuż obok strumieniu, ale najbardziej to im się podobało baraszkowanie w starym popiele. Tuż po wyjęciu łebków i łapek z wody rzecz jasna. Tego nie zdzierżyłam, zapakowałam towarzystwo do klateczki i już tam zostały do rana.
A oto portrety poranne tuż przed powrotem do domu:


(w Zarazie jest więcej tchórza ostatnio, bał się na dobre opuścić kontenerek, Moment chwilę po otwarciu kratki uciekł pod choineczkę i zdjęć nie posiada)


* pisząc te słowa przypomniałam sobie o jednym miejscu, gdzie mogły być i... były tam :)

2010-05-05

Szaleństwa trwają

Dziś z zafascynowaniem (znowu!) patrzyłam na freciorki ganiające po całym mieszkanku. Były wszędzie na podłodze, na kanapie, pod kapą, na fotelu, na stoliku, na biurku, na balkonie, na podłodze, kanapie, fotelu, w przedpokoju. Galopek przez udostępnioną im przestrzeń :)
Raz jeden goni, drugi ucieka, a potem - w tylko im znanej chwili - następuje zmiana ról i ten, który uciekał teraz goni. Berek klasyczny.
No i widzę taką scenkę: ucieka Zarazek (małe, chude toto), goni go Moment (kluska). Pierwszy zwinnie manewruje, drugi co jakiś czas robi wielkiego susa i powala brata swoją masą. No więc Zaraz by nie być powalonym, ucieka jeszcze szybciej. Ale Moment mimo wagi nie gubi sprytu i sprawności jest tuż-tuż za bratem, gdy ten... chowa się pod krzesło przy moim biurku (klasyczne na kółkach). Moment musiałby się tam wciskać, więc uznaje, że walkę wygrał brat :)

2010-03-28

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej

Wracając wczoraj z wojaży, pojechaliśmy po zwierzaki. Raz, że się już za nimi ogromnie stęskniliśmy, a dwa, że było po drodze :)
Siedziały dwa małe leniuchy w klatce (!) otwartej (!) i dumały, pewnie o kolejnej porcji wołowinki, a tu wchodzimy my. A one... się cieszą, wchodzą nam na ręce, na szyję, pod polary. Normalnie jak domowe zwierzaki :) Opiekun zadziwiony, że my już, ale nie protestuje, że zabieramy drapieżniki, bo cholery małe dały mu się poznać ze strony zadziorno-gryzącej. Przygód złych nie było, wszystkie zniszczenia zostały im wybaczone, a i maluchy zadowolone raczej, że było kogo pogonić i nowe kąty pooglądać.
Przepakowaliśmy samochód (po przebyciu 1000 km i na 60 km przed domem musieliśmy go całkiem na nowo poukładać), wszystkie akcesoria się pomieściły i z radością, oraz śmierdziuszkami naszymi drogimi, pojechaliśmy do domu.

2010-03-18

Wyjazdy, wczasy, wypoczynek

Do 3 razy W można by jeszcze dodać Włochy, ale ponieważ to blog fretkowy, przemilczymy tę sprawę. Maluchy mają czipy i paszporty, my mamy duży samochód, a i tak one zostają w kraju :( Bo nie udało nam się znaleźć miejsca fajnego narciarsko i dostępnego dla zwierzaków. Dlatego też freciaki zostały odstawione na wczasy. Zapakowaliśmy je dziś o poranku (na głodno! ależ były wkurzone i zdziwione, a po przyjechaniu na miejsce wtrząchnęły michę suchego, a na dokładkę po misce mięcha). Smutno bez nich. I pusto. I - po godzinie z odkurzaczem i mopem - lśniąco czysto. Ale wolałabym, żeby jechały z nami. Choć na tych wyjazdach naszych to one bidoki zwykle siedzą w klatce, bo my a to nurkujemy, a to łazimy po górach, a teraz cały dzień będziemy szusowa. No nic, następnym razem szukamy miejsca przyjaznego futrzakom i na pewno je weźmiemy.
Zapakowaliśmy do samochodu fretki i połowę ich dobytku: mięsko na 10 dni (20 porcji), paczkę suchej karmy, tubkę malt-pasty, 4 miski, 2 kocyki, 5 maskotek, 2 piłeczki z dzwoneczkami, 2 kuwetki, 5 kg żwirku, łopatkę oraz dwie rolki ręczników papierowych. No i klatkę klasy mercedes :)
A na miejscu dostały - tylko dla siebie - cały przedpokój i kuchnię i opiekuna, który radzi sobie z nimi całkiem dobrze.
Opiekun dostał prócz zwierzaków i wyprawki takie oto pismo:

INSTRUKCJA OBSŁUGI FRETEK
1. Rozpoznanie
Ten chudy z czarnym nosem to Zaraz, grubasek z białym noskiem – Moment
2. Co one robią
Generalnie dużą śpią :) Czasem w czasie drzemki wyskakują w miejsce, gdzie jest więcej przestrzeni i drapią się. Dużo, mocno, przemysłowo – to normalne, każda szanująca się fretka tak właśnie robi. Inną czynnością, którą przerywają drzemkę jest załatwianie się. Raczej do kuwety, choć zdarzają się im strajki. Wtedy lepiej jak najszybciej pościerać wszystko ręcznikiem papierowym (dostarczony w pakiecie z fretkami). My nauczyliśmy je, że dostają nagrodę po tym, jak wcelują do kuwetki. Więc jak ktoś patrzy na taką fretkę w kuwecie, to dobrze dać jej potem trochę przysmaku.
Ze dwie godziny dziennie mają nadaktywności – wtedy szaleją, biegają, chowają się, jeśli znajdą w swoim pobliżu człowieka, zaczepiają i zachęcają do zabawy. Najbezpieczniej bawić się z nimi rzucając im piłkę. Pobiegną za nią albo i nie pobiegną, zależy jaki będą miały nastrój, ale na pewno jej nie przyniosą, jak pies :)
3. Jedzenie
To drapieżniki i jedzą na główne posiłki mięsko. Tylko i wyłącznie wołowe. W każdym pudełku są trzy porcje, a maluchy jedzą dwa razy dziennie. U nas dostają jedzenie ok. 7:30 i potem 19:30, ale to dlatego, że dostosowały się do naszego trybu. Mogą bez problemu dostawać mięcho później.
Zawsze też w jednej z misek muszą mieć dostęp do wody (wystarczy przegotowana i ostudzona), a także do suchego jedzenia. O ile mięcho zdarza im się wynosić czasem, o tyle suche jedzą w miarę potrzeb, więc miska może być ciągle pełna. Na pewno się nie przejedzą. Z suchym zawsze muszą mieć wodę.
Nie mogą jeść żadnych „ludzkich” potraw, nawet resztek. Sól to dla nich trucizna, inne przyprawy bardzo im szkodzą. Trzeba pilnować żeby nie dobrały się np. do śmietnika i trzymać cały prowiant poza ich zasięgiem, który bywa o wiele większy niż by się zdawać mogło.
4. Przestrzeń
Przyzwyczajone są do biegania luzem, ale mają na tyle dużą klatkę, że dadzą radę mieszkać w niej. Skoro i tak większość czasu śpią :) Można je wypuszczać z klatki tak 2-3 razy dziennie, w zamkniętym pomieszczeniu (zamknięte drzwi, okna, balkon). Ostatnio parę razy nam zwiały kiedy wychodziliśmy do pracy, dlatego lepiej – nawet pod kontrolą – nie wypuszczać ich na przedpokój. Wystarczy krótka chwila, uchylenie drzwi, a maluch niezauważony może wyjść.
5. Kuwetki
O wiele lepiej z celnością fretek, kiedy kuwetka jest czysta. Oczywiście nie trzeba przesiewać żwirku po każdej kupce, ale dobrze to robić np. rano po nocy, popołudniu i wieczorem, jak się coś w niej zbierze. Kiedy w kuwecie jest za dużo odchodów, załatwiają się tuż obok (myśląc pewnie, że prawie nie robi żadnej różnicy)
6. Zagrożenia dla fretek
Fretki są pozbawione instynktu samozachowawczego, nigdy nie uczą się co jest dla nich niebezpieczne. Bez wahania wyskoczą przez okno lub wsadzą nos do rozgrzanego piekarnika. Dlatego trzeba, jeżeli biegają na swobodzie, myśleć za nie. Jeżeli się wedrą do łazienki natychmiast zabiorą się za lizanie butelek z chemikaliami lub wlezą pod brodzik prysznica. Niespecjalnie reagują na próby przywołania. W celu wywabienia fretki z ukrycia można próbować pstrykać palcami i kusić je przysmakiem. Jeżeli są akurat głodne to jest szansa, że wylezą.
7. Zagrożenia dla ludzi.
Fretki są ciekawskie i lubią się bawić. Niestety ich zabawa polega głównie na gryzieniu się nawzajem. Nowe osoby w domu są z reguły testowane pod kątem przydatności zabawowej przez gryzienie. Dla bezpieczeństwa fretek i gości w czasie wizyt niech siedzą w klatce. Fretki, nie goście.

Chłopakom, no i sobie, życzymy udanego wypoczynku. Do zobaczenia!

2010-02-27

Pewnie się martwią...

Dlaczego ok. 8 rano (raczej w weekend niż dzień powszedni) mamy w naszym małym domku armagedon?
My śpimy smacznie, w końcu to środek nocy, a tu nagle łuuuuuuuup (spada siedzisko z fotela na podłogę), szuuuuuuuuur (siedzisko szura o podłogę), brzdęk-brzdęk (obijają się o siebie kamionkowe miski futrzastych potworów), szuruburubrzdękbrzdęk (kamionkowe miski szurają o kafelki), dub-dub-dub (do chóry dołączają się piłeczki golfowe, toczone po kafelkach lub parkiecie), bdynnnn (piłeczki golfowe są już upuszczane z wysokości pyszczka fretki) i na dodatek dzyń-dzyń-dzyń (toczą się piłki z dzwoneczkami).
Kakofonia dźwięków obudziłaby nawet umarłego. Wypadam więc z sypialni, do lodówki, wyciągam mięso, wykładam na miski. Ledwo zauważam, że tuż po moim wyjściu z sypialni zapada zwykła, sobotnia cisza. Maluchy bacznie mnie obserwują. Oczywiście po wylądowaniu mięska w miskach zaczynają mlaskać i wesoło posapywać.
Dziś mnie olśniło, to nie wołanie o żarcie, tylko po prostu sprawdzają czy nam się nic nie stało. Bo się trochę martwią ;-)

2010-01-27

Przepis na gwiazdkowego prezentu unicestwienie (prawie) doskonałe

Do prawie* doskonałego unicestwienie potrzebne są:

prezent gwiazdkowy - najlepiej jakiś fajny:dwie fretki płci męskiej - im fajniejsze, tym lepsze: pora nocna - najlepsza zimowa, bo długa.

Prezent fajny, gwiazdkowy używamy codziennie. Zapominamy więc o nim i zostawiamy w miejscu prawie niedostępnym dla mierzących "w kłębie" jakieś 10 cm sympatycznych zwierzątek. Zapada noc, udajemy się na spoczynek. W środku nocy słyszymy łuuup!( i dlatego jest to "prawie"), ale Morfeusz ściska nas mocno w objęciach i tłumaczymy sobie, że to tylko jakieś pudło, no ewentualnie poducha z fotela. Po nastaniu poranka zastajemy prezent gwiazdkowy na podłodze, na dodatek nieco ogołocony. Prezent na szczęście działa. Dłuższe poszukiwania i przetrząsanie skryjówek fajnych zwierzaków ujawniają zaskakujące fakty:

*bo prawie robi wielką różnicę

2010-01-07

Fretki lubią zimę?

Nasze chyba nie bardzo. A przynajmniej nie tak, jak my to sobie wyobrażamy.
Na Sylwestra wybraliśmy się za miasto. Ledwo zjechaliśmy z autostrady, a zaczęły się zaspy i zamiecie. Zima, psze państwa!
Wyciągnięte na chwilę po podróży zwierzaki, hasały i próbowały robić podkopy. Coś im się chyba śnieg z piaskiem pomylił :) Ale ponieważ szliśmy na ognicho, uznaliśmy, że zostawimy je w klatce. Za to następnego dnia obiecaliśmy im spacer.

Zaraz zwiał do kontenerka, śnieg nie jest dla jego delikatnych łapek :)


Moment jako nieszczęśliwy, wyprowadzony na śnieg zwierz.

Taaa, nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Primo, nasze fretki generalnie nie przepadają za spacerami w dzień. Secundo było zimno jak cholera, więc łapki im szybko marzły. Na szczęście udał się nam kompromis. Fretce wsadzonej pod kurtkę jest ciepło. A małe ciałko doskonale grzeje właściciela kurtki!