2008-09-23

Zimnooo

Jeszcze nie tak dawno panowały upały nie do zniesienia, a tu nie wiadomo skąd nadpłynęło arktyczne powietrze i zamieniło miłe późne lato w nieprzyjemną wczesną zimę.
Nie żeby Zarazowi i Momentowi to przeszkadzało, bo to zwierzaki zimnolubne, ale nam przeszkadza i utrudnia życie.
Otwarty balkon - zwierzaki lubią, my - mniej. Bo jak tu siedzieć przy kompie mając po prawicy otwarte drzwi balkonowe? Ręce od razu drętwieją, w stopy zimno i trzeba wkładać na siebie warstwy ubrań. A te szaleją i obrażają się bardzo, kiedy drzwi są zamknięte i znowu robią podkop. Jeszcze zeszłorocznego nie zdążyliśmy zagipsować.
Wieczorne spacery - kolejny nasz ból. Bo skoro się już wtoczyliśmy do domu, zjedliśmy ciepły obiad, zasiedliśmy przy komputerach, to chcielibyśmy posiedzieć, wypić herbatę, pooglądać jakiś film i generalnie unikać kontaktu ze światem zewnętrznym. Ale maluchy jak tylko robi się szarawo (a przypominam, że robi się tak coraz wcześniej) stoją słupka przy drzwiach, szarpią za dermę, którą drzwi są wyłożone, ciągną nas za nogawki i skarpetki, i zmuszają do wyjścia na ciemną, zimną przestrzeń.
I żeby było jeszcze ciekawiej, kiedy wracają ze spaceru są tak milutko ciepłe i rozgrzane, że chciałoby się do nich przytulić. Taaa przytulić... do fretki... ciekawe... A potem idą spać. A my rozgrzewamy się na nowo.

2008-09-10

Kataklizm(y)

Przyroda na świecie odpuściła, w kraju dokonała wielu zniszczeń, o których było głośno, ale wydawało się, że żywioł został zażegnany. Nic bardziej mylnego. Oto nastąpiły razem i uderzyły ze zdwojoną siłą: huragan Moment i tornado Zaraz. Prosto w naszą chatynkę. A wydawało się, że będzie nieszkodliwie.
Luźny bawił wówczas na Mazurach, a ja postanowiłam wyrwać się na dwa dni w miejsce, gdzie cywilizacja nie dochodzi (no zaszyć się w lesie po prostu). Frety są duże, odpowiedzialne, potrafią gospodarować jedzeniem i na pewno poradzą sobie przez 36 godz. naszej niebytności - nieraz zresztą zostawały same na dobę lub trochę dłużej.
Nie przewidziałam tylko jednego. Zostawione same sobie zaczną ewoluować w potężne żywioły, zaczną wykształcać w sobie funkcje dotychczas przez nas tłumione, będą próbowały wszystkiego, na co im nie pozwalamy.
Luźny wrócił pierwszy. Maluchy były bardzo szczęśliwe, że go ujrzały. On też był... szczę-śli-wy. Że zobaczył po tygodniowej nieobecności te koralikowe oczęta. Mniej szczęśliwy, kiedy wzrok przyzwyczaił się do ciemności, a w ogóle nieszczęśliwy i wkurzony, kiedy zapalił światło. Zanim chwycił za miotłę zrobił pamiątkową foteczkę.

Młode huragany zdobyły sprawności:
  • wspinacza (weszły na biurka, ot przez stolik, który dotychczas był za wysoki),
  • szperacza (postrącały wszystko, co się tylko dało),
  • strzelca (zeżarły naboje do pióra, skutkiem czego były czarne efekty przemiany materii),
  • białego ząbka (dorwały się do swojej pasty do zębów, skonsumowały, skutkiem czego były białe efekty przemiany materii).
Nie powiodło się im (całe szczęście) odpalenie kompów, bo być może nie mielibyśmy teraz żadnych danych.