2008-01-20

Wychowanie trudna sztuka

W związku z wczorajszym odkryciem zaostrzyłam postępowanie wobec dwóch małych lokatorów. Trzymanie ich w klatce byłoby oczywistym barbarzyństwem (skoro przez 7 miesięcy mogły biegać bezkarnie prawie po całym domu), na które zgodzić się nie mogłam.
Na szybko został więc wymyślony Plan. Polega on na ograniczaniu dostępu do mięsa. Mięso ląduje w klatce, lądują tam także i frety. Siedzą tam tak długo aż zjedzą lub zaczną z pogardą spoglądać w miskę jednocześnie plądrując wszystko, co w klatce splądrować można. Wtedy się lituję i towarzystwo wypuszczam, a mięcho wkładam do lodówy.
Niestety takie postępowanie ma zasadniczy minus, którym jest szczelne zamykanie klatki. Trzeba zamknąć pochylnię, po której mogą włazić małe oraz "wieko", przez które także lubią sobie wchodzić lub wychodzić. O ile z pochylnią nie ma problemu, o tyle wieko trzeba solidnie przymocować śrubami, bo inaczej frety tymi swoimi czaszeczkami podważają je i próbują się wyślizgnąć (na dodatek trzymając w zębach kawałek mięcha). Jest to pracochłonne i nie bardzo mi się chce.
Przeprowadziłam więc modyfikację Planu, która polega na tym, że mięcho ląduje w klatce, wołane są tam frety, zamykana pochylnia a ja jak ten kat stoję nad nimi i pilnuję.
I tak - Moment po jednym zawróceniu z górnej półki i przytrzymaniu w miejscu łapie o co chodzi i zostaje przy misce, gdzie wcina żarcie, aż mu się uszy trzęsą. W tej chwili Zaraz usiłuje za wszelką cenę się wydostać. Przytrzymany pakuje mięcho w szmatkę na pięterku, udaje że skonsumował po czym za minutę nie niepokojony udaje że wychodzi z klatki nienajedzony. Wraca i próbuje numeru raz jeszcze. Tym razem jestem bardziej czujna i trzymam go w miejscu dopóki nie zje swojego kawałka. Moment jest już wtedy najedzony i może opuścić klatkę. Otwieram więc pochylnię i wypuszczam go, szybko ją potem zamykając, ale nie na drucik tylko przytrzymuję kolanami - ręce cały czas pilnują Zaraza.
I tu następuje kooperacja fretkowa. Otóż kiedy ja jestem zajęta trzymaniem Zaraza i dopingowaniem go do jedzenia w klatce Moment jakby nigdy nic podchodzi tuż obok kuwety (tej, do której już trafiają w 100%) i zaczyna się załatwiać poza nią. Puszczam więc Zaraza, z hukiem opada pochylnia, przekładam Momenta do kuwety, a w tym czasie z radosnym posapywaniem Zaraz wylatuje z klatki z największym kawałkiem mięcha, który sobie bunkruje pod sofą albo koło kaloryfera.
Czy ktoś ma jakieś pytania co do inteligencji freciego gatunku?

2 komentarze:

  1. Beti, a może to górne wieko unieruchomić kilkoma ciężkimi książkami. Wtedy nie podniosą, takimi pakerami chyba nie są.
    Może tak będzie łatwiej.
    Pat
    P.S.
    wolność dla wiecie kogo...:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj nie wiesz co może wkurzona fretka, która chce Wiadomo-Czego :)
    Poza tym wygodniej jest kiedy klatka z góry jest otwarta, bo niewygodnie podaje się jadło oraz napitek drzwiczkami na wzrost fretkowy.

    tak, tak freedom :D

    OdpowiedzUsuń