2008-05-21

Ciemną nocą...

Odkrycie upodobań freciszonów zdarzyło się przy okazji wizyty u Z. i J. Zapowiedzieliśmy grzecznie, że przyjedziemy do nich w odwiedziny z naszymi pociechami, których zresztą gospodarze byli dość ciekawi.
Po pierwsze dzieciakom spodobała się okolica mieszkalna Z. i J. - dziwne, nam to przypominało raczej Prison Break. Dom-studnia przedzielony jeszcze jednym skrzydłem, w środku wybetonowane podwórko bez kawałka zieleni, za to z murkami wystającymi dobre półtora metra od ziemi tworzącymi coś jakby trawniki, tylko bez trawy, ale z kamykami.
Fretki były wniebowzięte. Mogły biegać wzdłuż murków, a tak lubią najbardziej, mogły się próbować wdrapywać, a włożone do środka tego "trawnika" wesoło hasały, bo lubią hałas, a kamyki akurat grzechotały pod ich malutkimi stópkami.
W domu nie mniejsza frajda. Były na kanapie, pod kanapą, obok półki ze sprzętem RTV, na półce, w kuchni, na schodach, na antresoli - raj. A Z. niczego im nie zabraniała. I w nagrodę i Z. i J. i ich kolega otrzymali pamiątkowe odbicie fretkowego uzębienia - głównie na rękach.
Ale to jeszcze nic! Najlepiej było jak wychodziliśmy - bo zapadła ciemna noc. Bierzemy więc maluchy na ręce, a te się wyrywają, no to zestawiliśmy je na chodnik. Jak zaczęły brykać! Gonić się! Biegać! A my truchcikiem za nimi. Myśleliśmy, że to przez te murki, ale nie, bo z "garażu", gdzie Luźny zostawia samochód do domu brykały tak samo dzielnie (nie mylić z "samodzielnie", cały czas na smyczach).
I w ten oto sposób wyszło na jaw, że nasze nocne drapieżniki, naprawdę lubią noc. No i co my na to poradzimy. Trzeba z nimi wychodzić, jak tylko zrobi się szaro-buro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz