2012-02-24

Polować znaczy przeżyć

Przede mną leżą dwa potężne kawałki wołowiny. Na oko tak z 3,5 kg. Według metek dokładnie 3,462 kg. Będzie zapas na... jakiś tydzień może. Zabieram się zatem za krojenie, rozkładam na stole noże, deski, pudełka, dzielę te dwa kawałki na kilka mniejszych, którymi łatwiej będzie operować. Frety się budzą - chyba od zapachu świeżego mięsa.
Moment staje przy mojej nodze. Gruba dupka nie pozwala mu wskakiwać na piętro +2, musi zostać na poziomie 0. Łaskawość moja nie zna granic, bo daję mu raz po raz kawałki mięska, świeżo ukrojone.
Zaraz wskakuje na poziom +2 bez żadnych problemów. Kręci się po stole, zagląda do każdego pojemnika. Niestety przechodzi kryzys osobowości - od jakiegoś czasu umyślił sobie, że jest człowiekiem (chyba) i interesuje się pieczywem, masłem, wszystkim, co gotowane, ale do surowizny czuje wstręt. Skoro więc obchodzi stół i nic na nim dobrego (czyt. ludzkiego) nie znajduje, złazi i leci się pobawić.
Chwila... otóż w Chwili świeże mięso budzi Instynkt. Mała zakrada się, wychyla zza rogu mebli, przeciska między ścianą a sofą, przycupnięta, na krótkich nóżkach biegnie przez parkiet i gdyby nie cichy, szybki stukot pazurków byłaby prawie niezauważalna ;-) Bierze rozbieg, wyskakuje zza fotela, trzy susy jest na kanapie (poziom +1), stąd już sekunda i ziuuuum, wskakuje na stół. Patrzy, co robię, po czym wbija ząbki w leżący najbliżej niej, a najdalej ode mnie ukrojony kawałek wołowiny i dalejże ucieka. Kawał jest większy od niej, więc średnio chce mu się z oprawczynią współpracować. Uścisk szczęk fretulki też mały i musi kilkakrotnie poprawiać uchwyt mięsiwa. W końcu wołowina blokuje się między oparciem dosuniętego krzesła a blatem stołu. Chwila biegnie dalej, mięso zostaje. Zwierz orientuje się w połowie kanapy i zawraca. Mocuje się  kombinuje jakby tu uwolnić upolowane mięsiwo i zabrać ze sobą do tajno-sekretnej skryjówki. Na pomoc przybiega Zaraz - w końcu co dwie głowy, to nie jedna, ale mała syczy na niego i daje do zrozumienia, że to jest jej mięcho i sama sobie z nim poradzi. Kiedy nie udaje się jej wyszarpać zdobyczy od dołu, włazi z powrotem na stół i... bingo! Wciąga wołowinkę z powrotem na blat.
To nie rozwiązuje wszystkich problemów. Mięsiwo i ona sama są na poziomie +2, skryjówka na poziomie 0. Cóż więc robi mądry zwierz. Odstawia wołowinkę na miejsce i poluje na ukrojony, zdecydowanie mniejszy kawałek. Chwyta go w zęby, skacze ze stołu, przebiera łapkami po parkiecie, chowa się za fotelem, wyskakuje zza niego jak oparzona, bo tam śpią chłopaki (mięsa jednak nie gubi), leci do łazienki.
Słychać rozkoszne mlaskanie. Upolowała.

3 komentarze:

  1. :D
    Fantastyczny opis rzeczywistosci - idealny na dobrze rozpoczety weekend :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Smacznego :)
    Jakbym miała więcej samozaparcia, to może częściej by takie opisy powstawały, gdyż zwierzyna domowa co i rusz daje odczuć kto w tym domu rządzi i ma najlepsze poczucie humoru.

    OdpowiedzUsuń
  3. A dziekuje :)
    Smakowalo i wiecej by sie chcialo :)

    A rzadzenie i tak do szyi nalezy - wiec nie przesadzajmy :)

    OdpowiedzUsuń