2011-07-05

Trzy fretki i człowiek. Wakacje.

Tak się tegorocznie poskładało, że wakacje spędziliśmy osobno. Znaczy się człowieki, bo zwierzaki przypadły w udziale mojej skromnej osobie, a to ze względu na to, iż mój wyjazd był krótszy, pobyt bliżej od miejsca zamieszkania i warunki już znane, a domek zarezerwowany na pobyt z futrzakami.
Plan wyjazdu , który sobie umyśliłam, był genialny w swej prostocie. Pobudka o 7 rano, dokończenie pakowania akcesoriów fretkowych, zniesienie wszystkiego do autka, poranna przebieżka z fretami, zmęczenie ich tą przebieżką, spokojna podróż w rejony Międzyrzecza. Plan pokrzyżowała wstrętna pogoda, a raczej jej przedstawicielka w postaci mega nawałnicy, która przeszła nad Wrockiem (tak myślałam, nie potwierdził tego jednak kolega, z którym jechałam, nawałnica przeszła bezczelnie tylko nad naszym osiedlem). Spać przed podróżą maluchom nie dałam, patrzyliśmy przez balkon na padające krople, a futrzaki z całych sił starały się przesadzać w kwiatki na balkonie, w czym ja im notorycznie przeszkadzałam. W końcu się spakowaliśmy i pojechaliśmy.
Podróż na szczęście minęła bez większych ekscesów, maluchy siedziały/spały/rozciągały się w kontenerkach - oczywiście po przyjeździe należało kontenerki dokładnie wyczyścić, ale było to wliczone w koszty podróży.
Urlop miałam dość intensywny, zatem maluchy podobnie intensywnie go przeżywały.
Już o czwartej rano jakiś egzemplarz przebiegał mi po twarzy, albo gryzł mnie (delikatnie) w ucho, albo szamotał się z moimi włosami. Ja się budziłam, a wtedy one grzecznie ładowały się:
numer 1 - na kołdrze w zgięciu kolan
numer 2 - właził do poszwy i gdzieś się mościł
numer 3 - układał się na włosach albo tuż obok mego krzyża.
Spaliście kiedyś tak unieruchomieni? Nie polecam, żadne to spanie, choć fretom pasowało jak ulał, bo przesypiały tak ze 2 godz. czego o mnie powiedzieć nie można.
Przed ósmą w ich miskach lądowało mięcho (o ile wcześniej wyjęłam je z lodówy, która chłodziła cała niczym zamrażarka), sama szłam na śniadanie. Po śniadaniu zapinałam szelki i szliśmy na poranny spacerek, nigdy z całą trójką, zwykle któreś zwierzę marudziło. Potem miały dzień dla siebie, a ja pod wodę. Dopiero wieczorem na nowo się spotykaliśmy - mięcho do misek i wieczorny dłuuuuugi spacer.
Zasypialiśmy razem - frety właziły pod kołdrę, albo leżały na niej, albo pod kocyk tuż obok. I tak smacznie spaliśmy do czwartej :)

UPDATE 1
Ostatniego dnia Chwila wystąpiła w roli chodzącego patyka. A było to tak:
Na kurs przyjechał Norbert z dwoma (a raczej dwiema) border colie. Psiaki szalały aż miło, aportowały, skakały, patrzyły na człowieka i kijek, na kijek i na człowieka, aż się w końcu któryś zlitował. Obrazek był tym bardziej pocieszny, że za rzuconym kijkiem biegły obie panny, ale tylko starsza go przynosiła i kładła, spojrzenie a la kot ze Shreka zostawiała młodszej. Aż tu nagle pojawiam się ja i fretka. Starsza sunia udaje, że nic jej nie obchodzimy i ona teraz-będzie-spoglądać-na-nurkującego-pana, a za to młodsza dała pełen popis. Nie wiedziała czy to zwierz, czy może kijek, ale skoro kijek to dlaczego ucieka, na wszelki wypadek ona też ucieknie. Albo nie, przybiegnie i zamerda ogonem. Alboooo może zaszczeka i pogoni trochę ten chodzący kijek. Chwila najpierw się stresowała, naszczotkowała ogon i zwiała pod łódkę, a potem drażniła psinę uciekając jej sprzed nosa. Obie dziewczyny - muszę przyznać - zachowywały od siebie bezpieczny dystans, choć oczywiście pod ciągłym nadzorem.

UPDATE 2
Foto - dużo ludzi i dużo fretów. Okazało się, że nasi Muszkieterowie, to potężne potwory, nawet Chwila, która wydawała nam się filigranową malutką fretunią. Hmmm, co my im robimy ;)

2 komentarze:

  1. No jaaak, sama notka bez zdjęć? Domagam się stanowczo fotek z rzekomych wakacji :p

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdjęć nie ma, jest zdjęcie. Jedno. Słowem: jedno. Więcej tam ludzi niż fretek, a fretek więcej niż na tym blogu.
    Umieszczę, umieszczę tylko rozwaliłam czytnik kart i muszę wydostać je z aparatu innym sposobem.

    OdpowiedzUsuń