2007-09-07

Pocałunek fretki

Zaryzykowaliśmy i na sjestę zaprosiliśmy fretki do sypialni. Och jak się ucieszyli! Wparowali z impetem, ale kiedy zauważyli, że nikt ich nie wygania, uznali, że warto z tym nie poznanym jeszcze miejscem zapoznać się dokładniej. Jeden zanurkował od razu pod łóżko. Harcował w pojemnikach na pościel, przywitał się ze schowanymi tam na letni sezon nartami i snowboardem, a potem zaczął przewalać próbniki papieru w wielkiej reklamówce. Szeleścił mi nad głową, więc się na sjeście za bardzo skupić nie mogłam. Tym bardziej, że z drugiej strony sypialni dochodziły podobnie niepokojące odgłosy. Najpierw obwąchiwanie i delikatne skrobanie w pudełka z CD i DVD, potem chodzenie w tę i z powrotem po zwiniętym w rulon szarym papierze, w końcu dorwał się mały szkodnik w latawiec-spadochron. Nie wiązało się to może z uciążliwymi dźwiękami, ale pod zamkniętymi powiekami już widziałam jak się maleństwo zaplątuje w te wszystkie sznurki, wysłałam więc Luźnego z odsieczą. Kiedy zabrano dziecku jedną zabawkę, zaraz znalazło sobie kolejną. Barrrrdzo, ale to baaaardzo szeleszczącą reklamówkę. Wytrzymaliśmy 2 minuty i znowu Luźny poszedł uciszyć zwierzaka – okazało się, że wielki hałas robiła mała reklamóweczka.

Wreszcie zrobiło się cicho. Słyszałam tylko jak maluchy wdrapują się na łóżko, schowałam więc głowę pod kołdrę, żeby mnie w ucho albo nos nie ugryzły, jak to niestety mają w zwyczaju. Pokręcili się trochę i chyba uznali, że jest trochę nudno (nic nie wydaje dźwięku w końcu), trzeba więc się trochę rozerwać. Jak pomyśleli, tak zrobili. Jeden - niestety winowajca nie został zidentyfikowany - wlazł pod kołdrę od strony moich stóp. I tak sobie łaził, łaził, a ja patrzyłam na niego spod przymkniętych powiek i zaczęłam czule przemawiać do malucha. A ten, ni z gruszki ni z pietruszki, postanowił dać mi buziaka. Zębami. Prosto w wargi.


No więc się drę. Luźny pyta: co się stało. Na co ja: ukłyg mię. Luźny: w co? Ja: ffarche. No i dopiero wtedy rzucił się na ratunek, odczepił bestię, którą chwyciłam czym prędzej i wyrzuciłam za drzwi. Drugi został, bo grzecznie bawił się pod łóżkiem.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz