2007-09-07

Zemsta bywa słodka

Maluchy się starają i to ze wszystkich sił. Za to my... zawodzimy na całej linii.
Ostatnio były bardzo grzeczne przez cały dzień, niestety wróciliśmy wtedy do domu dopiero po 22, a więc 3 godz. po ich mięsnej kolacji. Spodziewaliśmy się zastać dom w ruinie, a tu porządek, kupki raczej w kuwetach, dzieci grzecznie hasające i nawet niezbyt rozrabiające. Dorastają - pomyśleliśmy. Jednak z pewną nieśmiałością kładliśmy się spać, obawiając się zemsty nocnej. A tu też nic - o poranku okazało się, że frety przespały całą noc. Naprawdę dorastają - cisnęło się nam na usta. I lubią nas, niezależnie od tego, jak bardzo je zawiedziemy.

Spokojni o chałupkę otworzyliśmy drzwi popołudniu. Sajgon to naprawdę łagodne określenie bałaganu, który ujrzeliśmy. Przedpokój sypialniano-łazienkowy cały w odchodach (pominę szczegóły, ale musiały duuuuużo pić), poprzewracane blokady, które dotychczas skutecznie zagradzały wejście w szczeliny za meblami w kuchni, a winowajców brak. Otwieram szafkę pod zlewem - są, zwinięte w kłębki dwa niewinne stworzonka. Na całe szczęście śmietnik był pusty, bo by go w strzępy roznieśli. Zeżarli parę ziemniaków, co nie jest dla nich ani zdrowe, ani przede wszystkim bezpieczne. Na szczęście dali radę je pogryźć, choć po zostawionych tu i ówdzie (nie tylko na wspomnianym przedpokoju) śladach, domyśliliśmy się, że nieźle ich kartofelki przeczyściły.
Jak się już rozbudzili na dobre, pokazali nam swoje rozbudowane ADHD, normalnie wylądowali w klatce zamkniętej na cztery spusty, bo inaczej chyba byśmy tydzień odgruzowywali chałupę. Trochę byli zdziwieni zamknięciem, w końcu strzelili focha i poszli spać.
Oczywiście zostali wypuszczeni po kilkudziesięciu minutach, wyszli więc nieco naburmuszeni i z łaską wielką w kolejne kilkadziesiąt minut uporali się z czystością, która najwyraźniej jakoś ich drażni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz