2008-04-15

Przecież nic się nie stało...

Wracamy do domku wieczorem, nie było nas dwie godziny. Odruchowo od progu sprawdzamy ślady freciej aktywności. Coś na podłodze przykuwa natychmiast naszą uwagę.




Po chwili wita nas rozespana mordka Momenta ziewając przemysłowo. Szybka inspekcja śladów daktyloskopijnych nie pozostawia wątpliwości:




Drobiazgowe śledztwo ujawnia szczegóły makabrycznej zbrodni:



Drugi podejrzany zostaje ujawniony słodko śpiący na balkonie, posklejane mąką futerko jest jednak wystarczającym dowodem winy. Wyrok? odosobnienie na balkonie przynajmniej dopóki Beti nie posprząta pobojowiska. Skąd tyuł notki? Po prostu zacząłem się zastanawiać głośno kto nie zamknął na specjalistycznego gwoździa szafki z potencjalnie groźnymi dla fretek wiktuałami. Chwila zastanowienia i odpowiedź Beti zdecydowanym tonem "Przecież nic się nie stało" co w wolnym tłumaczeniu oznacza: "eee chyba ja".

3 komentarze:

  1. eee ale o co chodzi? przecież nic się nie stało ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. no to przynajmniej chłopaki na tej mącznej diecie masy nabiorą, co coś chudzieńkie ostatnio...
    Pat:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam potem w nocy miałam koszmary czy się na kukurydziane ziarenka nie połakomiły. A pan weterynarz mówił czym takie poczęstunki u fretów mogą się skończyć - brrr...

    OdpowiedzUsuń