2012-07-05

Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz...

Moment się zepsuł. Chciałoby się powiedzieć znowu :(
Byliśmy z nim miesiąc z lekkim okładem temu u weta i rozmawialiśmy głównie o jego insulinomii. Nikomu przez myśl nie przeszło, że z małym jest dużo gorzej. We wtorek wymacałam mu sporego guza pod prawą przednią łapką, w środę rano Luźny był z nim u wetki, która poprosiła żebyśmy jednak popołudniu przyjechali, bo wtedy będzie wet (czyli pan dr Piasecki), bo guz jest raczej do wycięcia, ale lepiej to skonsultować.
No więc ja w te pędy wyleciałam z pracy, do domu, Moment do kontenerka, auto i dawaj po pół godzinie byłam w przychodni. Akurat robili chyba sekcję jakieś biduli :((( Potem my. Moment na stół, macanie, guz do wycięcia, ale wcześniej rtg płuc. Nie było łatwo mu zrobić fotkę, bo wierzgał i wił się, jakby mu kto krzywdę wielką robił. Calo-pet (freci narkotyk) podziałał jednak i dał ustrzelić jednego fociaka. Chwilę trwało zanim doktor rozpoznał, że nic tam złego nie ma i Momencisko może iść pod nóż już w sobotę. Ale jeszcze dla pewności pobranie krwi. Ojjj się namęczyliśmy. Ja podawałam dragi, doktor się wbijał, wetka trzymała gnojka, a stażystka (?) te kończyny, które się trzymaniu nie poddawały.
No i dziś telefon w środku dnia. Wyniki bardzo złe, nerki nie pracują, proszę natychmiast przyjechać, zabiegu nie będzie. Więc ja znowu w te pędy (ale tym razem bez wcześniejszego urywania się z roboty) do domu, po freciora (z kontenerka wywaliłam 2/3 towarzystwa, zabrałam tylko pacjenta), do auta, do weta i... kolejka. No tak, był to zwykły "grafikowy" dzień przyjmowania naszego weta. Zatem króliki, świnki morskie, szynszyla i gołębie już tam czekały. A za nimi my.
Ma anemię i problemy nerowe. Guz został na drugim planie. Bo guz raczej nie złośliwy. A najpierw dziadygę trzeba postawić na nogi. Dostał kroplówkę i zastrzyk żelazowy w dupkę. Był rzecz jasna niepocieszony bardzo, ale cóż... Ja zaś dostałam ścisłe wytyczne jak obsługiwać kroplówki, zestaw na kilka dni do podawania ich codziennie, niedobre (ale skuteczne) kapsułki dla poprawy nerek, no i zalecenie by się z gościem pojawić za cztery dni. Coś mi się wydaje, że będziemy częstymi pacjentami u doktora przez najbliższy miesiąc. (Choć doktor jedzie na urlop, ale zostawia dobrze wyszkolone wetki, więc mamy do kogo jeździć).

Wieczorne podawanie połowy kapsułki zmieszanej z żarciem:
czas operacyjny: pół godziny
teren operacji: kuchnio-pokój, balkon
Chodziłam za nim z dwiema łyżkami - na jednej kapsułka zmieszana z niewielką ilością gerberka, w drugiej - gerberek. Najpierw lizał, potem się zatrząsł i lizać nie chciał. Mieszałam więc gerberka w postaci czystej z tą kapsułkową. Już Chwila przyszła pomóc pacjentowi. A jemu było niedobrze, niesmacznie i w ogóle nie. Kapsułek mamy 20. Jutro ustawiam budzik pół godziny wcześniej :/

2 komentarze:

  1. Kurzy ryj, co za rok i u nas i u Was.
    Zwierzaki chyba stwierdziły, że nudy i potrzebna jakas rozrywka. Ale cos im ten zart sredni wyszedl.
    Jak dzisiaj rano? Gerberek? Czy rozpuszczony lek w strzykawce? Mam nadzieje, ze sie udalo jakos podac.
    Pomiziaj Momenta przez dluzsza chwile od nas :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z gerberem nawet, nawet wchodzi - muszę trochę za nim pochodzić, nagadać się, poprzytulać, ale żre. A jak żre w taki upał, to dobrze. Tylko coś nie pije, właśnie sobie uświadomiłam, to lecę ze strzykawą z wodą do niego.
    No porąbało czworonogi - dobrze, że u Was wyszły na prostą, będziemy podążać ich ścieżynką :)

    OdpowiedzUsuń