2007-06-17

13 czerwca - Niedobrze

Cały dzień mijał nam spokojnie, znowu wzięliśmy maluchy na spacer, żeby się oswoiły z przyrodą. Idzie im to coraz lepiej trzeba przyznać. Wieczorem gadałam z naszymi znajomymi z Irlandii i pokazywałam im Momenta, który bez pardonu buszował po biurku: stukał coś na klawiaturze, ściągał gąbkę w mikrofonu, starał się zapoznać z palmtopem, próbował utopić się w szklance wody - a ja śledziłam każdy jego krok z kamerką w ręce. Wreszcie ktoś zobaczył fretkę w jej naturalnym, codziennym buszowaniu. Kiedy jednak mały zaczął się przechadzać między biurkami, za każdym razem łapany przez nas w ostatniej chwili, uznaliśmy, że pora, by opuścił wysokość i zszedł na ziemię.
I nagle słyszę "On rzyga!". Patrzę, a malec charczy i rzeczywiście zaczyna wymiotować. Czym prędzej się pożegnałam i lecę do malucha. Cały pokój był w jego wymiotach, a kiedy wydawało nam się, że jest już ok, zaczynało się od nowa.
Gdyby nie pora, 23 z minutami bylibyśmy pewno w drodze do samochodu i weterynarza, postanowiliśmy przeczekać chwilę i zobaczyć co będzie dalej. Kryzys trwał dwie godziny, ale w końcu zwierzaczek usnął. Czego nie można powiedzieć o mnie. Budziłam się kilkakrotnie i sprawdzałam czy aby na pewno wszystko jest w porządku. Jeszcze poranna kontrola - apetyt Momentowi dopisywał - więc dostał trochę jedzonka. Ja do pracy, a Luźny dopóki mógł, siedział z nimi, na szczęście wszystko już było dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz