2007-06-16

Dzień fretkowych rodziców*

Prawie każdy dzień wygląda tak samo, choć oczywiście maluchy za każdym razem nas czymś zadziwiają i coś nowego wymyślają (albo my im coś wymyślamy, żeby im się nie nudziło)
7.10 - pobudka
7.15 - otwieram na dobre oczęta, wstaję i idę się przywitać z maluchami - wypuszczam je z klatki, z lodówki wyciągam żarełko, żeby się trochę "ociepliło", idę do łazienki patrząc czy brzdące nie podążają za mną
7.23 - wychodzę z łazienki i od drzwi widzę (wcześniej ich nie dostrzegam z braku soczewek) te głodne spojrzenia, chodzą za mną krok w krok, jak szczeniaczki
7.25 - zaczyna się bitwa o miskę, bo przecież wiadomo, że najlepszy kęs ma brat i koniecznie trzeba mu go wyrwać z pyska, a jeśli ma się chwilę spokoju, to najlepiej napakować do pyszczka ile się da i zwiewać do skryjówki
7.25 - w tym samym czasie rozpoczynam sprzątanie kuwety - malce muszą być czymś zajęte, bo inaczej bardzo by mi chciały pomóc, co znacznie wydłużyłoby proces sprzątania
7.28 - po jedzeniu, ale sprzątanie trwa, więc wyciągam raz jednego, raz drugiego ochotnika z kubła na śmieci
7.32 - pomaganie im się nudzi idą więc trochę powalczyć, w międzyczasie, ten który ma potrzebę oddala się nieco od pola walki i załatwia - oczywiście albo z dala od kuwety, albo w jej sąsiedztwie, ale żeby celować? o tej porze?
7.45 - wstaje Luźny, przy drzwiach trwa delikatna walka fretek o wślizgnięcie się do sypialni, zaspany Luźny woła mnie na pomoc, bo nie daje rady złapać żywiołków
7.48 - Luźny wychodzi z łazienki, fretki rzucają się więc do jego palców u stóp, ot swoisty rodzaj powitania
7.50 - zabawa trwa w najlepsze, kuweta w klatce sprzątnięta, niewcelowane gówienka także, malce rzucają się do miski z wodą i robią sobie mini basen na podłodze w kuchni
8.00 - jeszcze jedno zagubione gówienko oraz pozbycie się go
8.05 - maluchy lądują w klatce swoje niezadowolenie (lub wprost przeciwnie, radość z wysprzątanej kuwety) okazują poprzez dokumentne wytarzanie się z żwirku i wysypanie 3/4 zawartości tegoż poza kuwetę - nauczka zapamiętana: nie zmieniamy całego żwirku, dosypujemy do starego i mieszamy z nim, radość jest nieco mniejsza, za to wyżywają się na wodzie, a tej musimy im zostawić sporo, żeby się nie odwodniły, napełniamy więc i poidełko
8.10 - wychodzimy włączając przy okazji fret-brothera
8.30-16.30 - co chwilę sprawdzam, co u maluchów, najczęściej śpią, czasem przyjdą do michy wrzucić coś na ząb i uwaga: bardzo rzadko się okładają, chyba zostawiają to na chwile, kiedy my jesteśmy w domu
16.45 - w sklepie kupuję cielęcinkę/mięso z indyka/czasem z kurczaka, żeby miały świeże
16.50 - jesteśmy w domu, od progu witają nas spojrzenia jak wyrzut sumienia i wielka prośba o wyjście, wypuszczamy więc je na świat
16.55 - sprzątam kuwetę po 8 godz. naszej nieobecności - zadziwiające u siebie w klatce mają niemal 100% trafień, ciekawe kiedy zaczną cały dom traktować jak swoją klatkę i przestaną ignorować porozstawiane po kątach "kibelki"
17.05 - trochę wody dla ochłody - pływają dzielnie, ale korek to najlepsza zabawka i nie rozumieją, że jak się go wyciąga, to woda spływa, próbują ją gonić, efekt - z pyszczka wyciągam całą masę długich włosów z odpływu, one są lepsze niż "kret"
17.10 - biorę się za nasz obiad (czasem od razu biorę się za obiad, a Luźny walczy z gówienkami), za każdym razem kiedy podchodzę do lodówki, fretki już tam są i zadzierają łebki do góry z nadzieją, że coś im skapnie, a figa! kiedy wyciągam coś z zamrażalnika chłodzą się przytulając brzuszki do szuflad i w ogóle nie pozwalają zamknąć z powrotem drzwi, trzeba być stanowczym
17.20 - w nagrodę za stanowczość z ręcznikiem papierowym w garści idziemy posprzątać z kuchni/pokoju/przedpokoju/spod biurka wyraz tego, gdzie mają nas fretki
17.50 - staramy się jeść i nie zwracać uwagi na gryzące nas lub siebie (i przy okazji wydające dziwne piski - ktoś, kto napisał, że fretki to bezgłośne zwierzęta posiadał chyba tylko 1 sztukę)
18.30 - jedziemy na spacer, a maluchy poznają coraz większe przestrzenie i tylko ciągle oponują przeciw kamizelkom, nie wspominając o smyczach, jesteśmy jednak nieugięci, czołgają się więc, próbują za wszelką cenę ściągnąć cholerstwo, aż w końcu dają za wygraną i podskakują dzwoniąc przy tym cichutko
18:50 - wracamy do domu, frety nieco padnięte, ale wiedzą, że jeszcze czeka je kolacyjka
18.55 - jeeeest! lecimy z pastą lub innym przysmakiem, któremuś udało się wcelować i to w środku zabawy
19.00 - akcja kolacja - walka podobna jak przy śniadaniu (proszę się uspokoić, frety cały dzień mają michę pełną zbilansowanego, suchego pokarmu, mięsko w postaci świeżej otrzymują rano i wieczorem)
19:15 - namierzamy zwierzaki - jeden śpi na balkonie pod skrzynką, drugi pod kaloryferem, albo jeden na drugim pod kaloryferem, albo dupka w dupkę na balkonie, albo rozkładają się przed drzwiami do łazienki i leżą jak dwie skórki, albo na kaloryferku (ale to jedna sztuka, dwie by się nie zmieściły)
20.30 - oho budzą się drapieżniki, będą gryźć
20.30-22.00 - gryzą, szarpią, wchodzą do butów, próbują wejść za szafki kuchenne, nie przepuszczą żadnej okazji, by znaleźć się w łazience lub sypialni, albo w szafie na ubrania, szaleją po balkonie, spadają z kanapy, skrzynki siedziskowej na balkonie, z biurka, z ramienia, z kaloryfera, gdzieś w przerwie lecimy po pastę :-) albo ręcznik papierowy :-(
22.10 - zaganiamy towarzystwo do klateczki, choć najczęściej wygląda to tak, że szukamy ich w skryjówkach i przenosimy delikatnie do klatki, gdzie zaopatrzone w świeżą wodę i suchą karmę odpływają w krainę Morfeusza
do 24.00 nadrabiamy zaległości komputerowe, sprzątamy po szkodnikach, gasimy światło, mówimy szeptem i chodzimy na paluszkach, wszystko po to, by nie wzbudzić armagedonu

A w nocy...
w nocy mam zwidy, ale o tym może kiedy indziej?


* plan dnia mocno orientacyjny uzależniony od wielu dodatkowych czynników, godziny ramowe pozostają jednak niezmienne


12 czerwca - wtorek - sensacja! każde gówienko ląduje w kuwecie, trochę pasty już dostały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz